Jak mi okropnie smutno... Od wczorajszego wieczoru czuję się jak gunwo. Nie chodzi tutaj o wygląd, brak postępów w utracie wagi, czy inne pierdoły związane z lustrzanym odbiciem. Czasami mój tępy mózg płata mi figle i z czegoś, co jest dla mnie największą na świecie motywacją potrafi zrobić największe utrapienie. Nawpierniczałam się oczywiście jak świnia, bo jakże. Trudno, od jednej wpadki nikt jeszcze nie umarł, ale dzisiaj po prostu mam ochotę umrzeć. Jutro koniec wolnego, powinnam się cieszyć i w głębi duszy na pewno kryje się jakaś radość, bo uwielbiam swoje studia, no ale jakoś nie mogę jej z tej głębi wydobyć.