Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
12.08.2018


Już nie pamietam kiedy miałam tak "lekką" że tak powiem, niedziele. Tak jak patrzę te kilka tygodni wstecz to widzę, że w weekendy totalnie sie zatracałam w obzarstwie a tu poza grzeszno-imprezowo- procentowym piątkiem było ok. 

Dzisiejsze jedzonko: 

9:00 2 jaja sadzone z łyżka keczupu, cebulka, kilkoma plastrami chorizo i pomidorkami koktajlowymi

Ok. 13:00 pizzeinki z baklazana - 4 (plastry bakłażana zapiekane z pomidorowym sosem wlasnej roboty i mozarellą)

16:00 kasza + leczo i 1 pizzerinka z bakłażana

19:00 kasza z odrobiną leczo+ 2 pizzerinki

Przez caly dzień pożarlam calego bakłażana ale tragedii nie ma bo na wszystko poszła mi 1 kulka mozarelli co chyba przy rozłożeniu na cały dzień tragedią nie jest.

No i ponad 17 min na orbitreku zrobiłam czyli ponad 250 kcal spalonych :) szału nie ma ale lepsze to niż nic. Wogole zadziwia mnie to, ze w domu ledwo 15 minut wykrecam a chodzac na siłownięie jakoś 20-30min latam i tak sie nie zalewam potem jak na tym moim żelastwie. Może to kwestia tego, że mam starego, niemieckoego kettlera i taka jego specyfika. Nie wiem.

Ale ciesze sie bo w sumie to był impuls, standardowo zezłosciłam się na swojego (chociaż sama nie wiem na ile on mój jest) M. .... Może nie tyle zezłosciłam, ile zasmuciłam, wiec dopadłam się do sprzętu żeby trochę tych negatywnych emocji się pozbyć. I to plus bo ostatnio na to poczucie samotności, złości i bezradności dopadałam się do jedzenia a nie tędy droga... W ogóle ta relacja jest dziwna, albo ja jestem dziwna, nieufna i stąd moje frustracje. M. sie stara ale jego wieczne zalatanie, brak czasu i przede wszystkim brak konkretów czasami mnie tak dobija że szkoda gadać... Chyba sie starzeje i tak najzwyczajniej w świecie potrzebuje stabilizacji na tej płaszczyźnie życia... Tak naprawdę nie tylko na tej ale... To nie temat na wpis klepany na telefonie. 

  • cynamonka30

    cynamonka30

    12 sierpnia 2018, 22:55

    A mnie się wydaje, że duże znaczenie ma otoczenie w którym ćwiczymy. Miałam kiedyś rowerek w salonie, jeździłam sobie przed tv i przy dajmy na to 12 km miałam opróżnioną butelkę wody, a koszulką się wycierałam bo pot mi po twarzy płynął. Później mąż wyniósł rowerek do piwnicy, a mi się znowu jeździć zachciało. Bez problemu śmigałam tam ponad 20 km. Chłodek robi swoje. A na salach klimatyzacja to raczej codzienność. Bardzo dobry sposób na odreagowanie wybrałaś :)

  • CookiesCake

    CookiesCake

    12 sierpnia 2018, 19:58

    U mnie podobnie wyglądało. W każdy weekend jakieś słodkości albo fast-foody, a tu pierwszy weekend od bardzo dawna i nie było ani tego ani tego :D Oby więcej takich weekendów! :)

    • M@lpa1986

      M@lpa1986

      12 sierpnia 2018, 20:07

      Powodzenia Tobie i przy okazji sobie życzę ;-)