13. wcale nie pechowy :-) nie lubię dni w ciągu tygodnia bo praca, latanie, codzienność i wieczny brak czasu... Zwłaszcza, że nie jestem nocnym markiem i po 20-21 już trace moce na działanie- ale nie o tym chciałam pisać. No w porównaniu do weekendu tydzień wypada stanowczo gorzej ;-) ale to nie znaczy, że nie ma plusów, o choćby to, że w przeciwieństwie do weekendu w tej monotonii dnia codziennego łatwiej mi utrzymać pory posiłków :)
Dziś zjedzone:
6:30 tortilla pszenno- żytnia z pastą: twaróg (1/3)+ szczypior, koperek, jogurt nat., łyżeczka śmietany + plaster wędzonego łososia
10:00 owsianka+ arbuz
13:00 sałatka: salata lodowa, ogórek, kawałek wędzonego kurczaka, koper+ oliwa i przyprawy, makaron razowy (ok. 0.5 szklanki)
16:00 burger wołowy- bez bułki czyli mięsko+ pomidor+ 2 plastry cebuli, sałata, łyżka sosu z jogutru nat. i keczupu + tortilla taka jak z rańca- pozostałość
19:30 kilka łyżek leczo z kaszą ale zrezygnowałam bo chyba już zaczęło sie psuć- fuu, podjadlam za to troche z tego co na jutro robiłam- gryz piersi z kury, kilka leniwych- nie wiem z 3-4 sztuki dla posmakowania ( nieudanych, eksperymentalnych, na mące owsianej)
I znowu wskoczylam na orbitreka- spalone ponad 350 kcal :)
Ten burger to wpadł tak bez planu ale wleciałam po pracy do sklepu i wzięłam bo standardowo- napisy kuszą, że mięsko, że zdrowe, że z Warmi- no zachęcająco...szkoda ze poza mięsem władowali w to jakieś ulepszacze, w tym E!!! Ech... Jednak nie opakowanie a etykieta powinny mnie bardziej interesować w trakcie zakupów.