Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Cóż... po prostu dążę do tego, by żyć w poczuciu szczęścia. To trudne zadanie, każdego dnia atakuje nas praca i milion drobnych i większych spraw, tym bardziej jest ważne, żeby znaleźć w sobie tą radość z życia, relacji i każdej drobnostki. Mam 31 lat i nie wiem, kiedy to minęło, ale wiem, że dobre samopoczucie jest jednym z warunków poczucia szczęścia :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 7543
Komentarzy: 19
Założony: 6 maja 2012
Ostatni wpis: 23 kwietnia 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mojmiraa

kobieta, 36 lat, Wrocław

164 cm, 56.20 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

23 kwietnia 2019 , Skomentuj

U mnie jak zwykle regularne wzloty i upadki... pewnie dlatego wciąż udzielam się na Vitalii, zamiast zamknąć ten rozdział... a potem "żyła długo i szczęśliwie" ? Próżne mrzonki, nie ze mną takie numery :P

Za bardzo rozjadłam się na keto, a później był wyjazd wielkanocny. W tym roku pierwszy raz w życiu zrezygnowałam ze Świąt i zdecydowaliśmy się na wykorzystanie wolnego na urlop. Wybór padł na słowackie góry - Velka Fatra. 2 dni po około 20 km z przewyższeniem ponad 1000 m, dały mi w kość. Bolą mnie mięśnie, ale kolana... kolana działają!!! Mam ogromną nadzieję, że w końcu doszłam do - znanego mi już - momentu przełomowego. Z moimi kolanami jest taki moment, gdy są na tyle wzmocnione, że ruch powoduje dalsze usprawnienie a nie stany zapalne i ból. Nie mogę jednak przesadzić z aktywnością, nie jest to proste. W każdym razie idę w dalszy ruch i czekam na USG drugiego kolana, żeby z wynikami pójść do lekarza i do fizjoterapeuty.

Z jedzeniem wracam na właściwe tory. Przez te 3 dni w górach nie przejadałam się, trzymałam IF (9h oraz 6h), jednak poszło sporo węglowodanów (bułki wieloziarniste, 2 batoniki pełnoziarniste zdrowe, czekolada z jajka niespodzianki, reszta tłuszczowo-białkowa), ponieważ innej opcji jedzenia nie miałam.

Od razu czuję różnicę po powrocie do większego udziału węglowodanów. Głód, gdy się pojawia, jest ostry, i miewam zachcianki na słodkie jak jestem zmęczona. Z ciekawostek - po zjedzeniu pizzy tryskałam taką energią i dobrą humorem jak rzadko, partner był w lekkim szoku... jakąś godzinę później padłam i czułam się zmęczona i zniechęcona do życia. To było naprawdę dziwne.

Ustaliłam sobie przedział kcal 1600-1700 (zapotrzebowanie wychodzi mi z różnych kalkulatorów średnio około 1900 kcal, będę trochę podbijać kalorykę w dniu treningowe), z wysokim udziałem zdrowych tłuszczów pod kątem keto/lchf. Dzisiaj na pewno idę pobiegać lekko i dokładnie porozciągam rozbolałe mięśnie. Znów wszystko wbijam do fitatu, żeby łatwiej "trzymać pion". Zobaczymy jak organizm sobie poradzi z gwałtownym obcięciem węgli.

Kolejne 2 dni to delegacje do Warszawy, w tym jeden wieczór z alkoholem, więc idealnie nie będzie. Planuję jednak zrobić sobie pudełka z jedzeniem, unikać pieczywa czy innych typowych węglowodanów, a do tego będzie tłuszczowa kawka z rana oraz IF, musi się udać :) Dzisiaj wieczorem zastanowię się, jak to rozegrać, ale na pewno dobrze się przygotuję!

Naprawdę miałam moment ciężkiego załamania, ale najważniejsze to podnieść się i dalej robić swoje. Przyznam, że pomogło mi wypłakanie się na ramieniu mojego faceta. Dziękuję mu za cierpliwość do znoszenia tego wulkanu emocji i strachu, który czasem próbuje mnie pochłonąć. Nawet jeśli czasem to jego reakcje pogarszają mój nastrój i jest nad czym pracować, to najważniejsze, że jesteśmy w tym razem. Jeśli tylko pozwolę sobie w to uwierzyć, to powoli będzie coraz lepiej, nawet jak zdarzą się momenty załamania, nie warto poddawać się na dłużej niż 1 trudny wieczór!

Możliwe, jeśli będzie głodna, zjem jeszcze coś (kapusta kiszona z oliwą i orzechami? :) ), skoro dzisiaj czeka mnie jeszcze godzinka ruchu, ale na tą chwilę wygląda to, jak niżej:

Dzisiejsze menu na "dojście do siebie"

1600 kcal, B 51 / T 141 / W 23

rano (9:00) kawa z mlekiem kokosowym (85% kokosa) 100 ml + łyżeczka erytrolu

śniadanie (11:00): jajecznica z 2 jajek, z oliwkami, mąką kokosową, olejem kokosowym, mleczkiem kokosowm, oliwą z oliwek i pestkami dyni

obiado-kolacja (15:00): szpinak z kiełkami stir fry, cebulą, kiełbasą z jelenia, olej kokosowy, olej rzepakowy nierafinowany, babka płesznik, mleko migdałowe

17 kwietnia 2019 , Komentarze (1)

Się dzieje, ale pozytywnie :) Nadal jestem na diecie ketogenicznej, w ketozie naprawdę nieźle się czuję - wczoraj mogłam góry przenosić :) Zdaję jednak sobie sprawę, że niełatwo to utrzymać a moje zachcianki żywieniowe wciąż wymagają intensywnej pracy nad sobą. Dzisiaj mam trochę słabszy dzień, nie spalam dobrze. Wieczorem z łakomstwa niepotrzebnie zjadłam. Nie czuję się głodna, czy osłabiona, po prostu niewyspana.

Jestem w trakcie przygotowań do kredytu hipotecznego a potem wykańczanie mieszkania, wszystko jest angażujące i dość stresujące. Dzisiaj w nocy śniły mi się warianty kredytu hipotecznego, co było koszmarem, bo nie mogłam się zdecydować :P Do tego walczę z ubezpieczycielem po stłuczce (naprawiam z OC sprawcy), ale i tutaj już ostatnia prosta. Szkoda, ze w pracy jest tak kijowo... a nie mam teraz możliwości zmienić.

Nie planuję długo trzymać się w keto. Stosowany na własną rękę ten sposób żywienia, bez kontroli lekarza czy dietetyka, może zaszkodzić ze względu na niedobory. Nie jest łatwo komponować tą dietę, i mimo że żywię się w moim odczuciu zdrowo, na pewno popełniam błędy. Do tego zaraz wyjazd wielkanocny (w tym roku nie obchodzę świąt), więc będzie trudno zachować niezbędny rygor. Na wyjeździe będzie dużo trudniej o zdrowe tłuszcze i unikanie węglowodanów, nawet jeśli wezmę orzechowy pakiet wyjazdowy i mleko kokosowe.

Ale głowa do góry - jest jeszcze przecież low carb czyli LCHF :))) Wystarczy żywić się zdrowo, ograniczając węglowodany i możliwe, że utrzymam dobre samopoczucie i niski poziom głodu, a zagrożenie niedoborami będzie znacznie mniejsze. I wybór jedzenia też dużo szerszy. Na pewno będę iść w tym kierunku.

Ostatni rok to dla mnie czas testów żywieniowych. Czuję, że obaliłam kilka dogmatów i jestem gotowa na dalsze doświadczenia. Ile to raz słyszałam, że głód to nasz wróg, że od tłuszczu utyjesz, że śniadanie musi być 2h od wstania, że mięso daje siłę a chleb to podstawa życia...

I na koniec smakowite odkrycia, czyli:

1) najcudowniejsza kawę na świecie! Dolałam śmietanki kokosowej 85% do kawy + łyżeczka erytrolu... poezja. Delektowałam się z 20 minut i nie byłam po tym głodna przez kolejne godziny. Wiem, że istnieje bulletproof coffee, ale ta lajtowa wersja znacznie bardziej mi odpowiada.

2) soja... własnoręcznie ugotowana i zmielona na pasztet. Nie wiedziałam, że te ziarenka są tak pyszne, nawet bez dodatków! Niczego mi nie przypominają, a zrobiony pasztet jest ekstra. Szkoda, że soja ogólnie nie jest dla nas dobra, więc jak wykończę opakowanie, to raczej nie będę tych doświadczeń kontynuować - wystarczy od czasu do czasu tempeh i tofu.

3) masło orzechowe z orzeszków ziemnych, bez jakichkolwiek dodatków, jest... słodkie :) a jeszcze parę lat temu było dla mnie obrzydliwie tłuste, lekko gorzkawe lub bez smaku. Zwracajcie uwagę na skład, jak kupujecie takie masło orzechowe, zdecydowana większość zawiera różne dodatki chemiczne lub smakowe (sól, cukier). Warto samemu mielić, ale ja jeszcze nie dotarłam do tego etapu.

14 kwietnia 2019 , Skomentuj

Oj dużo się podziało podczas mojej nieobecności. Było wiele ciężkich momentów, stąd brak wpisów. Poprzedni post zakończyłam po 21. dniach. Moim zdaniem, ze względu na samopoczucie, należało to zrobić kilka dni wcześniej. Ciężko to wyjaśnić, ale naprawdę można poczuć, jak nabierze się doświadczenia, kiedy należy wychodzić. Ale o tym dalej we wpisie. Na końcu znajdziecie przykładowe menu wyjściowe.

DLACZEGO ZAWALIŁAM WYJŚCIE Z POSTU? 

Po pierwsze źle przebiegło moje wyjście z postu (nowa metoda - dieta ketogeniczna) . Czułam się bardzo słaba i później również nieustająco głodna. Jadłam dość dużo, z listy dozwolonych produktów. Za dużo i za często, potem któregoś dnia zapiłam dosłownie jednym kieliszkiem bimbru, i to była katastrofa. Straszny ból żołądka, prawie w szpitalu wylądowałam, 1,5 tygodnia na zwolnieniu lekarskim, całe wyjście z postu szlag trafił. Tysiące diagnoz, ostatecznie nic się nie potwierdziło. Jestem całkowicie zdrowa, więc traktuje to wydarzenie jako poważne ostrzeżenie od organizmu. 

Po drugie stres. To co się dzieje w mojej pracy to absurd i tragikomedia. Do tego szukanie pierwszego mieszkania i jego kupno. Po trzecie zdrowie - próbuję diagnozowac moje problemy ze stawami, nie wygląda to dobrze. Musiałam bardzo ograniczyć aktywność, teraz jakby lepiej ale walka o sprawność trwa. Prawdopodobnie mam funkcjonalną niedoczynność tarczycy, sprawa w toku :(

To wszystko spowodowało wiele złego. Zły nastrój i negatywne nastawienie do życia, poczucie ciągłego głodu nie do zaspokojenia, obsesyjne myśli o chrupania czegoś. Apetyt na słodkie, którego nigdy nie miałam. Nie dogadywanie się w związku i dalsza lawina drobnych zdarzeń.. Nie mogłam sobie z tym poradzić. Znikające ogromne ilości suszonych owoców, orzechów, miodu i gorzkiej czekolady... Waga szyyyybuje w mega tempie do góry... 

STOP!!! 

Uznałam, że czas na drugi post, dla uregulowania uzależnienia od cukru i ciągłego głodu. Żeby się wyciszyć i pomyśleć. Żeby wspomóc leczenie stanu zapalnego stawów. Żeby pozbyć się toksyn z mięsa, nadmiaru cukru i stresu. Wrócić do diety zdrowej i wegetarianskiej w systemie IF. Przywrócić sobie normalną wagę i dobre samopoczucie. Miałam problem z terminem rozpoczęcia, ale ostatecznie udało się. Wystartowałam z planem na minimum 7 dni a max. 14 dni.

DRUGI POST - PRZEBIEG

Post przebiegał od początku zupełnie inaczej niż poprzedni. Pierwsze 3-4 dni czułam się okropnie! Ból głowy i osłabienie, raz głód a potem mdłości. Prawdziwa zemsta za ostatni miesiąc niedbalstwa. Nie miałam biegunki ani rozwolnienia - brzuch w porządku. Nie śmierdział tak mocno pot ani oddech jak poprzednio. Bolały mnie mięśnie i plecy przez większość czasu. Prawie nic mi nie smakowało, menu było więc zupełnie inne i monotonne - pomidory, cukinia, szpinak, sałata i burak prawie tylko i wyłącznie. Miałam zachcianki na normalne jedzenie, momentami apetyt i smak nie do zaspokojenia, widać było lekkie kompulsy. Nie miałam żadnych odstępstw, ale pół jabłka albo gotowany burak wyraźnie wytrącały mnie z WO, musiałam więc jeść bardzo ostrożnie i głównie surowo. Było chwilę dobrze a potem znowu ciężko, gdy się łamałam jednak na ćwiartkę jabłka. Od 7 dnia wprowadziłam IF i wyraźnie oddzielne posiłki. Zmniejszyłam ich objętość. Nie trenowałam z powodu bólu stawów i złego nastroju, nie jeździłam na saunę, w życiu było burzliwie. Byłam rozdrażniona i płaczliwa przez większość czasu. Wieczorem padałam wcześnie spać, budziłam się o 5. rano i mimo zmęczenia, nie mogłam zasnąć. Cały ten post był dla mnie wyjątkowo ciężkim wyzwaniem. 

Sądzę, że ostatecznie w wyraźne OW weszłam dopiero w 6/7.dniu (poprzedni post w 2/3 dniu ), po szaleńczym przegłodzeniu się dnia poprzedniego. Potem zjadłam pół buraka i ledwie przetrwałam 10. dzień z powodu głodu i osłabienia. W 11.dzien obudziłam się, w dobrym nastroju, ale głodna i nadal czując jak zwłoki... Z tego względu, oraz zbliżającego się wyjazdu na Wielkanoc, zdecydowałam się wychodzić. 

EFEKTY 

Straciłam jakieś 1,5 - 2kg podczas 10 dniowego postu. W końcu przestały mnie boleć stawy, zszedł z nich stan zapalny. Wyraźnie zmniejszyła się moja reakcja alergiczna. Zwykle w okolicach marca brałam już tabletki antyalergiczne - teraz nie muszę. Jednocześnie przechodzę teraz odczulanie metodą tabletek podjęzykowych (ale na trawy, które pylą dopiero od czerwca). Po przerwie w braniu tych tabletek, gdy wracałam do nich, bardzo puchlo mi i swędziało wszystko. Po drugim poście nie mam już tej reakcji, to jest bardzo wyraźna zmiana! Standardowo poprawił mi się wygląd skóry i znacznie zmniejszył cellulit. Mój ganglion siedzi cicho, nie boli i nie rośnie już od dłuższego czasu.

Przeszły mi w końcu zachcianki, detoks antycukrowy podziałał. Dzięki diecie ketogenicznej nie mam skoków cukrowych i znów to ja zarządzam moim jedzeniem, a nie emocje.

WYJŚCIE -  NOWA METODA - DIETA KETOGENICZNA 

Wychodzę tzw. nową metodą, czyli dietą ketogeniczna. Do tego IF, czyli okna czasowe. Nie mam żadnych sensacji żołądkowych. Żadnych zachcianek. Stosuję potrawy z książki Dąbrowskiej "przepisy na wychodzenie" na 1 i 2 fazę oraz przepisy keto z internetu z fazy adaptacji. Wczoraj planowałam trzy posiłki, ostatecznie wyszły dwa i garść orzechów. Nie podjadałam. Byłam nawet rano lekko pobiegać :) Nie jestem wulkanem energii, łatwiej się męczę, ale mam nastrój dobry i nastawienie. I jaka ulga, mój mózg w końcu odczepił się od obsesyjnych myśli o jedzeniu! Śniadanie poszło o 11 (wstałam o 6), z rozsądku a nie z głodu. Gdy się głód lekkie pojawia, jestem w stanie go przetrzymać. Cudowna odmiana.

I CO DALEJ?

Nie spodziewałam się dobrego samopoczucia na diecie ketogenicznej, po ostatniej próbie. Jestem tym zaskoczona, więc zastanawiam się, czy nie zostać na niej dłużej niż planowe 2-3 dni. 

Odkryłam ciekawy kanał na YouTube o diecie Dąbrowskiej, gdzie pani dietetyk w rozsądny i przystępny sposób wszystko przedstawia, łącznie z metodą wyjścia. Pani od 5 lat regularnie przechodzi posty i opisuje też ich skutki. Kanał się nazywa "proszę zdrowie". 

Tak jak i ona sądzę, że częstsze "sprzątanie organizmu" a krótsze, będzie lepszym pomysłem niż jednorazowe długie posty. Do tego IF z max 6 lub 8h oknem żywieniowym, czasem OMAD, zamiast "przypominajek" które są dla mnie koszmarne. Głównie żywienie wege i wegan. Mięsko od czasu do czasu dla smaku i zdrowia, raczej ryby i owoce morze. Ten typ żywienia nazywa się, uwaga, fleksitarianizm :)

Zauważyłam, że lepiej się czuję ograniczając nabiał i mięso w diecie, co też powinno wspomóc moje stawy kolanowe. No i oczywiście pilnowanie jedzenia posiłków z przerwą kilku godzin pomiędzy, bez podjadania. Żołądek musi mieć czas i na strawienie i na odpoczynek, wtedy ciało i głowa czują się dobrze.

Uczę się wciąż mówić stop, zanim się rozhulam w emocjach, które następnie zajadam, po czym czuję się jeszcze gorzej, fatalna pętla. Zaczynam rozpoznawać czynniki i momenty inicjujące, jednak przerywanie ich jest wymagające. 

PRZYKŁADOWE MENU i POTRAWY NA WYJŚCIE 

Codziennie rano woda z sokiem z cytryny. W razie silnego pragnienia, oprócz zwykłej wody i herbaty, dodatkowo woda z solą i cytryną lub szklanka bulionu warzywnego. Popijam miętę i herbaty ułatwiające trawienie. Pilnuję przerw między posiłkami. Każdą porcję jemy przeżuwając powoli i dokładnie. Porcje muszą być wyraźnie mniejsze niż podczas postu! Nie tylko ze względu na ich kaloryczność. Posiłki LC (lowcarb) są wymagające dla organizmu i żołądka, więc warto mu pomóc i nie przeciążać.

Dowolnie można łączyć produkty wysokotłuszczowe z niskoskrobiowymi warzywami i jajkami. Do wyboru mamy m.in.: zdrowe oleje i oliwy, orzechy i pestki, jajko, awokado, kiszonki, cukinia, pomidor, jarmuż, sałaty i kapusty, kalafior, brokuły, por, cebula, płatki kokosowe, oliwki, łosoś, anchois, jogurt kokosowy, grzyby + wspomagacze takie jak spirulina i inne algi, chia, proszek z korzenia maca, siemię lniane i aloes.

Uwaga, to przykładowe menu dotyczy tylko kawałka możliwego wyjścia z krótkiego postu. Kaloryczność nie jest dokładnie przeliczona (orientacyjnie z książek i forów, powinno się zgadzać), dlatego może być tylko drogowskazem dla innych.

DZIEŃ 1

  • Surówka: szpinak surowy, jajko w koszulce, pół awokado, łyżka zdrowy olej (np. rzepakowy, lniany, oliwa z oliwek, można mieszać), pomidor, ogórek kiszony, surowa cukinia, sok z cytryny, ocet jabłkowy, sól i przyprawy, pestki dyni i słonecznika (po łyżce)
  • Makaron warzywny z cukinii: na łyżce oleju kokosowego, z cebulą i czosnkiem, mlekiem kokosowym (ćwierć szklanki), 1 jajko, cytryna, przyprawy + posypane garstą migdałów. Można dodać pół awokado.
  • wieczorem można wypić bulion warzywny (słony!) i zagryźć małą garstką orzechów (laskowe, włoskie, brazylijskie, nerkowca - liczy się różnorodność)  LUB zjeść kapustę kiszoną z olejem rzepakowym nierafinowanym

DZIEŃ 2

  • Omlet: 2x jajko, 2x garść jarmużu, 1x łyżka oleju kokosowego, 3x łyżka mleka migdałowego, kurkuma, czarnuszka, sól, pieprz oraz surówka: mały pomidor, mały ogórek kiszony, mała garść pokrojonych orzechów, łyżka ulubionego oleju lub oliwy, przyprawy
  • Szpinak z cukinia, mlekiem kokosowym, czosnkiem, cebulką i suszonymi pomidorami, posypany pestkami dyni (łyżka). Można zrobić z grzybami (shitake lub boczniaki), jest bardzo smaczne, ale ja nie chciałam obciążać żołądka.
  • Jogurt kokosowy + chia łyżka, mleko migdałowe, migdały, słonecznik, pestki dyni (po łyżeczce), cynamon, wanilia, gałka muszkatołowa (zostawić na kilka godzin), potem dodać proszek z maca

DZIEŃ 3

  • Owsianka orzechowa: łyżeczka tahini, łyżka oleju kokosowego, 1/4 startego jabłka, 1/2 szkl mleka roślinnego, 8x łyżka wiórków kokosowych, po łyżeczce siemienia lnianego, migdałów, orzechów laskowych, słonecznika, pestek dyni. Przyprawić cynamonem, imbirem, kardamonem, wanilią, można dosłodzić erytrolem lub stewią (słodziki bez wpływu na organizm i węglowodany w diecie)
  • frittata z jarmużem i pomidorami: 4x garść jarmużu, pół małej cebuli (pokroic i zeszklić na patelni), mały pomidor, 4 jajka, 2 łyżki oleju kokosowego, pół szklanki mleka roślinnego, sól i przyprawy. Można upiec w piekarniku lub na patelni.
  • zupa kalafiorowa z kokosem: kalafior, czosnek i cebulę zrumienić w piekarniku, następnie zmiksować z łyżką oleju kokosowego, kumin, curry, kurkuma, sól, 1/4 szklanki mleka kokosowego. Gotować 3 minuty i posypać płatkami kokosowymi, pietruszką i ziołową oliwą.

DZIEŃ 4

  • Surówka z oliwkami, pomidorami, marynowanym tofu, pół awokado i 2x jajko w koszulce, sos na bazie zdrowej oleju/oliwy, posypać garścią orzechów i pestek. 
  • curry warzywne: kalafior, brukselka, pietruszka, marchewka, brokuł, passata pomidorowa, mleko kokosowe, olej kokosowy, bulion warzywny, imbir, kumin, curry. Gotowe danie posypać kiełkami i łyżeczką oleju lnianego, można również dodać płatki kokosowe.
  • pieczone plastry cukinii z ziołami i kozim serem

DZIEŃ 5

  • naleśniki z chia: 3 łyżki chia, pół szkl mleka roślinnego, jajko, po łyżce: olej kokosowy, mąka kokosowa lub migdałowa, mielona babka płesznik. doprawić solą, cynamonem i słodzikiem. Można posypać małą garścią malin i zjeść z jogurtem kokosowym.
  • burgery warzywne z piekarnika lub patelni (różne ketoprzepisy): kalafior, cukinia, jarmuż, starta marchewka, awokado, cebula, jajko, 3x łyżka mąki migdałowej lub babki płesznik, łyżka oleju kokosowego,przyprawy + surówka z kiszonej kapusty z olejem rzepakowym/lnianym, pieprzem, solą
  • Fasolka szparagowa z kremowymi jajkami: 2 szkl parowanej fasolki, 2x jajko, 2 duże łyżki gęstego mleka kokosowego, łyżka masła klarowanego, 2x łyżka oleju z awokado i oliwy z oliwek. Na olej i maśle przesmazyc białko jaj+kurkumę. Przerzucić do blendera razem z żółtkiem, serem kozim lub parmezanem, mlekiem i zmiksować na gładko. Przyprawić ocetem, sokiem z cytryny, sól, pieprz. Polać fasolkę i podać skropione oliwą.

DZIEŃ 6

  • chleb gryczano-ryżowy z łososiem wędzonym i pastą warzywną z cukini/bakłażana/oliwa/przyprawy. Można tez zrobić tapenadę z czarnych oliwek z anchois. 
  • warzywna tortilla 4 porcje: placek z 5x łyżka mąki migdałowej, pół szkl babki płesznik, sól, 2x jajko, kumin, łyżka oleju kokosowe; nadzienie: cebula, cukinia, papryka, czosnek, awokado pokroić w kostkę, przyprawić i zrumienić na patelni na oleju kokosowym.
  • surówka z sałaty, oliwy, cytryny, awokado, pestek, pomidorów

w dalszej części stopniowo jemy coraz więcej warzyw, wprowadzamy więcej placów np. na mące gryczanej, ciecierzycę, soczewicę, pęczak...

INNE POMYSŁY:

  • Istotnym elementem wyjścia jest chlebek wychodzeniowy pełnoziarnisty, którego tym razem nie robiłam. Robi się go z namoczonych pestek i orzechów, mąki migdałowej, mielonej babki płesznik i  jajek. Jest przepyszny, wprost uzależnia, szczególnie z masłem/oliwą/solą albo posmarowany warzywną pastą 
  • Pasty warzywne, jedzone z chlebem lub na liscia sałaty rzymskiej mini: cukinia z kuminem i oliwą; tapenada z oliwek z anchois; jajeczna z ogórkiem kiszonym; guacamole; pasta rybna z awokado
  • Pasztet sojowy z orzechami
  • pieczone warzywa z sosem orzechowym
  • Różnorodne placuszki i burgery
  • śmietana ze słonecznika
  • różne wariacje na temat jogurtu kokosowego, orzechów i tahini

21 stycznia 2019 , Komentarze (2)

Główna zmiana od ostatniego wpisu? Wieczorem chodzę rozdrażniona, bolą mnie mięśnie i czuję się zniechęcona.  Nie mam apetytu na nic konkretnego, ale czuję ogólny niedosyt. W dzień energetycznie i zazwyczaj dobry, wieczorami nie bardzo... Chyba w końcu zaczyna dopadać mnie kryzys... Mam nadzieję, że nie wyłącza się OW. Poczekam na rozwój sytuacji. Dzisiaj, w poniedziałkowy ranek, nastroju zero a do tego zderzenie ze skrzynka mailową w pracy... echhh.

Wyjątkowo ciężką noc miałam w nocy z piątku na sobotę. Już od wieczora chodziłam rozdrażniona, może trochę osłabiona i z ochotą na "niewiadomoco". Zatkałam się zupą i pieczonym kalafiorem, ale wciąż mi brakowało energii, bardzo byłam śpiąca i łatwo marzłam. W nocy koszmary (o chomiku krojonym do sałatki i psie po wypadku, którego trzeba było dobić, bo nie mógł chodzić...). Wstałam zmęczona o 7 rano, i z lekko bolącym gardłem. Potem jeszcze pisałam wpis do Pamiętnika, którego mi nie zapisało a koleżanka odwołała wieczorne spotkanie.... cóż... dlatego potem poprawiłam sobie humor pyszną śniadaniową kalafiornicą ze świeżymi pomidorami i poszłam pobiegać! Nawet słońce świeciło, choć chłodno. Od tego momentu dzień już szedł dobrze. Zrobiłam zakupy i porządki w szafkach, poszłam na saunę, ugotowałam kolejną zupę... Samopoczucie mam dobre, ale chyba w końcu post zaczyna na mnie wyraźniej działać. Jestem mniej energetyczna niż w zeszłym tygodniu, szczególnie wieczorami, poza tym łatwiej czuję, że mi chłodno. 

Byłam w sobotę na zakupach w Lidlu i odkryłam masę nowych, fajnych produktów. Mają na przykład makaron z soczewicy oraz z ciecierzycy, kilka dobrych rodzajów mąki, moje ulubione ogórki kiszone i kapustę kiszoną bio, i najbielsze kalafiory w okolicy! ;) Poza tym mają przyprawę curry BEZ dodatku cukru. Alleluja, w końcu znalazłam taką :D Bo w sobotę do Lidla, do Lidla, do Lidla.... rampampampam.... ;)

Niedziela zaczęła się dużo przyjemniej. Słoneczko na dworze, przyjemny chłodek (minus 7) i coraz lepsza z każdym wykonanie kalafiornica. Pysznie się przypiekła wylizałam talerz. Potem wizyta u rodziców na wsi, 8 km spaceru z psami po lasach... a wieczorem wrócił mój chłopak z wyjazdu z kolegami z gór, zazdroszczę. Nastrój wieczorem padł.. nie wiem, czyo to nie kwestia smogu, w niedzielę rano było 350% normy a wieczorem 550%.. bolała mnie głowa i nawet kaszlałam jak wyszłam na dwór.

Zaczynam czytać odnośnie wyjścia z postu i słowo do słowa, forum do artykułów wychodzi, że te tabelki co krążą po internecie (pierwszy tydzień 800 kcal warzywa, drugi tydzień 1000 kcal.....), wcale nie są ani prawidłowe ani konieczne! Sama Dąbrowska o to pytana stwierdziła, że rekomenduje po poście po prostu ZŻ (zdrowe żywienie), a nie ograniczenia kaloryczne czy produktowe! Organizm po poście dramatycznie potrzebuje składników odżywczych i jedynym ograniczeniem może być ilość węglowodanów w diecie, żeby przedłużyć ketozę. Natomiast nie można wychodzić na 800/1000 kcal, bo zwyczajnie wtedy się głodzimy i wyniszczamy. Minimum to podstawowa przemiana materii ale generalnie metabolizm trzeba rozkręcić jedzeniem.  Na forum Vitalii wczytuję się w efekty dziewczyn na wyjściu i część z nich po prostu zaczęła normalnie, zdrowo jeść i ich waga szybko się ustabilizowała (około 2 tyg trwało) a czasem nawet jeszcze schudły. 

Tak więc czytam i czytam bez końca... i planuję i przepisy ciekawe zbieram dla inspiracji... jeszcze tydzień mi został... albo 10 dni? Zobaczymy, muszę to dobrze zgrać czasowo, bo 9. lutego muszę być gotowa na udział w panieńskim koleżanki :) a potem imprezę firmową i wesele...

WAŻENIE I MIERZENIE (w 13. dniu i 14. dniu MIX):

  • nie mogłam się powstrzymać, chciałam porównać pomiary - sobota rano, potem bieganie+sauna, a drugi w niedzielę rano. Byłam ciekawa jaki będzie ubytek (głównie wody?) po saunie i bieganiu na kolejny dzień.
  • w sobotę pokazało 55,7 a w niedzielę 55,5 kg (spadek 1,1 - 1,4 kg, czyli praktycznie bez różnic, spodziewałam się więcej)
  • spadek! tłuszcz wisceralny z 4 na 3 (norma do 12);
  • obwody minus 6 cm... w tym 2 cm w cyckach. Reszta to głównie talia (-2), uda (-1) i biodra (-1 cm), więc... jest bardzo dobrze! Widać, że ten kilogram poleciał z tłuszczyku głównie a nie tylko woda. Cm nieznacznie się różniły między sobotą a niedzielą (pół cm)
  • co ciekawa, waga pokazała inny poziom tkanki tłuszczowej. Nadal wysoki, ale stwierdzam, że 2,5% różnicy między kolejnymi dniami wskazuje, że w mojej wadze coś nie tak jest z tym pomiarem. W sobotę pokazało 29% a w niedzielę 27,5%. Jeśli założyć, że jestem lżejsza o wodę po saunie, % udziału tłuszczu powinien być wyższy a nie niższy przy niedzielnym pomiarze. Poza %, mam brak jakichkolwiek objawów zespołu metabolicznego, trzeba będzie więc to sprawdzić. Ten problem % mam już od dawna, też na innym egzemplarzu wagi z tej serii.

RUCH NA POŚCIE (mimo zimy, brrr):

  • skaczę na skakance, zwykle w pracy (ok 100x);
  • zazwyczaj jeżdżę do pracy rowerem (min. 12km/dzień), chyba że jest ślisko;
  • 2x/tydz robię lekką jogę;
  • Ze względu na problemy z kolanami, ostrożnie wracam do aktywności biegowych, ale 2x po 7km już na poście zrobiłam.

CO NOWEGO ZAUWAŻONEGO:

  • zwykle bardzo łatwo marznę, więc zadziwiające jest, że na wychładzającym poście czuję się cieplej niż normalnie. Słabsze momenty miałam, jak próbowało mnie wziąć jakieś choróbsko i jak się mocno przegłodziłam i wychłodziłam - wtedy ratowałam się wanną;
  • zwróciłam uwagę na totalny, i wyjątkowy dla mnie, brak alergii w domu zimą. Albo to zasługa braku smogu (mamy wietrzny styczeń) albo wyeliminowałam coś z diety, co wywoływało reakcję alergiczną... a może być tego sporo, bo możliwych alergii krzyżowych z pyłkami żyta, traw i drzew jest naprawdę wiele. Niestety jak robiłam testy z krwi, to wyszła mi minimalna reakcja (nie dająca objawów wg wskaźnika, ale jednak reakcja) na mleko ( żegnaj kawo..?), mąkę żytnią (żegnaj domowy, pieczony chlebie na zakwasie..?) oraz orzeszki ziemne (spadajcie, i tak nie lubię masła orzechowego). Zastanawiam się nad zrobienie testu na nietolerancje pokarmowe, ale odstrasza mnie cena i brak wiarygodności... macie jakieś doświadczenia z Food Detective a potem skutkami eliminacji wybranych pokarmów?
  • nie mam niezidentyfikowanych bólów głowy, szczególnie rano. Być może to kwestia lepszego snu, mniejszego zmęczenia i bardziej pozytywnego podejścia do życia. A może wyeliminowanych nietolerancji? Przed postem miałam ochotę umrzeć, myśląc o konieczności pójścia do pracy... dopiero dzisiaj w poniedziałek rano coś zaczyna się dziać z bólem głowy (smog?)
  • nie robię nic szczególnego ale stopniowo obniża mi się tętno spoczynkowe a podczas wysiłku nie skacze już tak silnie i gwałtownie jak na początku postu - organizm się adaptuje. Aktualne moje spoczynkowe to 41 :) jest ono dla mnie zwykłe, gdy jestem w dobrej kondycji fizycznej i dobrym odżywieniu, ale na początku postu było podwyższone do 50. Tętno mierzy mi zegarek, tzw. smart band.
  • jak siedzę wiele godzin w pracy, czuję potem w domu ból mięśni pleców i szyi - nie miałam tak wcześniej, organizm jest wrażliwszy;
  • widzę poprawę w stanie kolan, ale ciężko orzec jaki ma wpływ post a jaki ćwiczenia stabilizacyjne i rozciągające. Zdrowe kolano przestało boleć i być nadwrażliwe, a to uszkodzone czuję, ale też nie jest takie zbolałe jak tydzień temu - mogę w końcu znów biegać!
  • poziom energii do biegania niższy niż tydzień temu, ale samopoczucie na saunie lepsze. Jestem bardziej odporna i nie jest mi tak zimno, jak wtedy, gdy chodziłam jako przed postem!
  • Wyraźnie widać, że schudłam, ale nie czaruję się, że to sam tłuszcz. Myślę, że post będzie dobrym wstępem do dalszej diety redukcyjnej opartej głównie o warzywa i produkty pełnoziarniste. Pozwoli mi też sprawdzić reakcje podczas wprowadzania produktów, może wyłapię ewentualne nietolerancje?

JADŁOSPIS 

DZIEŃ 13 sobota [500 kcal]

  • START: woda z cytryna plus ciepły zakwas buraczany z majerankiem (mniam!)
  • Śniadanie: kalafiornica z pomidorem i szczypiorkiem 
  • II śniadanie: surówka burak, ogórek kiszony, cebula, kiełki, cytryna, ocet jabłkowy 
  • Obiad: zupa-krem wielowarzywna z makaronem z cukinii i curry
  • Kolacja:  surówka pekińska, Rukola, pomidor, kiełki, ogórek kiszony
  • Przekąski: 3x mała marchewka + łyżka koncentratu pomidorowego, 3x suszony pomidor

DZIEŃ 14 niedziela [600 kcal]

  • START: woda z cytryna plus ciepły zakwas buraczany z majerankiem
  • Śniadanie: kalafiornica z pomidorem i szczypiorkiem [curry, kurkuma, czarna sól, pieprz]
  • II śniadanie:  zupa-krem kalafiorowa [curry, kumin, papryka wędzona]
  • Obiad: zupa-krem kalafiorowa, surówka por/pomidor/pietruszka korzeń
  • Kolacja:  wielka porcja leczo, miseczka zupy, mała porcja surówki rukola/szpinak/botwina/kiełki/pomidor/ogórek kiszony

18 stycznia 2019 , Komentarze (12)

Moje drogie, no powiem Wam, że dzieje się i dzieje na tym poście. Co dzień, to przygoda ;) Stałam się teraz bardzo wyczulona na sygnały z ciała, z fascynacją patrzę, jak zmienia się moje samopoczucie to wprowadzeniu lub odjęciu czegoś tak prostego jak pół jabłka!

Wyraźnie stopień poczucia niedojedzenia i zachcianki zależą od tego, co jem. Najlepiej, gdy trzymam się surowizny i unikam owoców - pewnie chodzi o wyższy indeks glikemiczny. Musiałam odstawić dynię i jabłko, bardzo ograniczyłam gotowaną/ pieczoną marchewkę.

Na poście trzeba utrzymywać minimalną kaloryczność 400 kcal. Oprócz 2. - 3. dnia, nie mogę powiedzieć, że nie odczuwam głodu - jem z apetytem, gdy przychodzi pora posiłku. Sporo osób deklaruje jadłowstręt i znudzenie warzywami, na razie ja tego nie odczułam. Ale ostatnio nie mogłam się "dojeść" i przeszło mi dopiero po solidnym wieczornym pałaszowaniu. Jak policzyłam kaloryczność wyszło, że przez cały dzień zjadłam 450 kcal... organizm był mądry, poniżej 400 kcal czuł się głodzony po prostu! Czuję, że ten post przywraca mi zaufanie do moich odczuć z ciała, prawdziwy reset!

Dwie noce z rzędu mam zabawny sen o jedzeniu. Gotuję coś i z przyzwyczajenia podgryzam albo oblizuję łyżkę i wtedy przypominam sobie, że to przecież ZAKAZANY PRODUKT, aaaaa ;) Rzeczywiście często bezmyślnie podjadam resztę marchewki po tarciu, czy różyczkę kalafiora, bo lubię, ale żeby aż tak? ;)

Z najciekawszych spraw, najwyraźniejsze poczucie braku mam w obrębie używek - alkohol, czy tytoń. Mimo ze bardzo dawno nie paliłam, a alkohol sporadycznie (nawet podczas Sylwestra!) od października 2018. Siła nawyku jest jednak wielka :)

Co się działo w 7  - 12 dniu postu:

  • skończyły się (nieliczne) chwile, gdy wstając szybko, zakręciło mi się w głowie;
  • koniec z poczuciem uciekających myśli;
  • AZS najpierw zaostrzył się i od 11 dnia egzema zaczyna się goić;
  • po 10 dniu skończyła się biegunka, a od 11 dnia wzdęcia i gazy nie męczą mnie;
  • wieloletni dyskomfort i ból w zębach, gdzie dentysta nic nie widział, przeszedł;
  • usta bardzo mi pierzchną i skóra na dłoniach jest dość sucha;
  • cellulitu praktycznie nie widać, skóra jest bardzo gładka;
  • przeszły bóle mięśniowe po 10 dniu;
  • tętno spoczynkowe stopniowo się obniża a podczas wysiłku nie skacze tak wysoko jak wcześniej;
  • jak bardzo przemarzłam i przegłodziłam się, następnego dnia czułam się słaba i głodna, zaczęło mnie boleć gardło. Wrzuciłam dużo świeżych warzyw, jarmuż, pietruszka, cytryna, pomidory i masa kiszonek... i przeszło!
  • dobrze znoszę jazdę na rowerze, lekkie bieganie i saunę. Joga bardziej mnie męczy jeśli chodzi o część siłową, ale też daję radę a czuję się po niej lepiej;
  • mam normalny poziom energii, ani obniżony ani podwyższony;
  • dobrze śpię - zegarek monitorujący fazy snu pokazuje mi, że mam dobrą jakość snu i regularne fazy, mimo że ostatnio śpię krótko;
  • chudnę! Ale nie wiem, jak i ile, ważenie przeznaczyłam sobie na niedzielę.

JADŁOSPIS [kaloryczność w przedziale 400 - 500]

DZIEŃ 12 piątek 

  • Start: woda z cytryną (zakwas w drodze, kisi się jeszcze)
  • Śniadanie: tarta marchewka z selerem, pietruszką i sokiem z cytryny, kawałek pomidora, trochę kapusty kiszonej
  • II śniadanie: burak, cebula, ogórek kiszony, sok z cytryny, ocet jabłkowy 
  • Obiad: surówka pekińska, Rukola, pomidor, kiełki, ogórek kiszony 
  • Kolacja: zupa wielowarzywna z rozgrzewającymi przyprawami

DZIEŃ 11 czwartek

  • START: ciepła woda z cytryną, 30 minut później zakwas
  • Śniadanie: pomidor pieczony z kapustą kiszoną
  • II śniadanie: surówka pekińska+rukola+pomidor+ogórek kiszony+kiełki
  • Obiad: pieczona papryka
  • Kolacja: zupa plus surówka pekińska/rukola/pomidor/ogórek kiszony/kiełki kiszona kapusta
  • Przekąska: pieczony pomidor

DZIEŃ 10 środa

  • START: ciepła woda z cytryną, 30 minut później zakwas
  • Śniadanie: koktajl pomidor, marchewka, jarmuż, natka pietruszki
  • II śniadanie: surówka pekińska, pomidor, ogorek kiszony
  • Obiad: pomidor nadziewany kapustą kiszoną, papryka nadziewana warzywami
  • Kolacja: pasztet, Kapusta kiszona, bigos 

DZIEŃ 9 wtorek 

  • START: ciepła woda z cytryną, 30 minut później zakwas
  • Śniadanie: szpinak, rukola, kapusta pekińska, pomidor, ogórek kiszony, cebulka 
  • Drugie śniadanie: marchewka 
  • Obiad: bigos 
  • Kolacja: chipsy z jarmużu, pasztet warzywny, postna szarlotka, podjedzone warzywa do farszu [urodziny! :D ]

DZIEŃ 8 poniedziałek 

  • START: ciepła woda z cytryną, 30 minut później zakwas
  • Śniadanie: pasztet warzywny i Kapusta kiszona 
  • Drugie śniadanie: marchewka surowa
  • Obiad: szpinak z pomidorami suszonymi, cukinia, cebulą i czosnkiem
  • Kolacja: bigos 

DZIEŃ 7 niedziela [WAŻENIE, spadek 1,8 kg] 

  • START: ciepła woda z cytryną, 30 minut później zakwas
  • Śniadanie: surówka rukola, botwina, szpinak, pomidor, ogórek kiszony, cebula, ocet
  • Drugie śniadanie: szpinak z pomidorami suszonymi, cukinia, cebulą i czosnkiemplus
  • Obiad:  warzywa z bulionu z koncentratem pomidorowym
  • Kolacja: podżeranie przy gotowaniu zupy plus jedna marchewka, szklanka bulionu z warzyw

13 stycznia 2019 , Komentarze (3)

...a my wciąż młodzi, piękni i odchudzający się ;) Ciekawie czyta się przeszłość i obserwuje swoje błędy żywieniowe... Teraz mam totalnie inne podejście do jedzenia, które mi służy, ale stres i dołki psychiczne wybijają mnie z tego. Teraz w moim życiu priorytetem jest bardziej zdrowie, bliskość z partnerem i relacje "ze światem". Problemy skórne, stawowe, niezidentyfikowane (taka moja uroda?) hormonalne, wahania nastrojów... styczeń 2019 jest dla mnie miesiącem, gdy postanowiłam poważnie podejść do siebie i swojego poczucia radości życia. Trzeba nie tylko zadbać o siebie fizycznie, ale i psychicznie popracować nad schematami myślowymi, swoimi relacjami ze sobą i światem. Zrobię ile potrafię, aby nie wpadać w schematy i pętelki myślenia, którymi niepotrzebnie unieszczęśliwiam się. Jeśli to nie wystarczy, trzeba będzie poprosić specjalistę o wsparcie.

Wystarczająco jest problemów z pracą i ludźmi wokół siebie, żeby jeszcze sobie dokładać własne. Mam dużo konkretnych przemyśleń (jak zawsze nawet za dużo, to się nie zmieniło :D), ciekawy webinar (serdecznie polecam, link na końcu, zmienił moje podejście do rzeczywistości!) oraz masa pracy i fajnego czasu przede mną.

Jedynym z elementów "programu" jest post leczniczny dr Dąbrowskiej. Znam parę osób, które go przeszły i sama się już dawno zastanawiałam, a teraz nadarzyła się okazja - różne moje problemy zdrowotne nasiliły się, waga wzrosła bardziej niżbym chciała (w ciągu 2 lat z 53kg poszła powolutku i chwiejnie ku przedziale 57-59, chciałabym to ustabilizować w okolicy poniżej 55kg, najlepiej 53-54). Wtedy czułam się najlepiej, najpiękniej i najspokojniej w życiu - energii nie brakowało, a spokój i pewność siebie dawały szczęście.

Poniżej wrzucam moje krótkie notatki, i menu, z notatnika za ostatnie 6 dni. Startowałam z wagi 59,2, ale zaznaczyłam 58,5 ponieważ taka waga była tuż przed 2 dniowym wyjazdem pełnym obżarstwa. Zaraz po wyjeździe weszłam w post.

DZIEŃ 1 poniedziałek 07.01.2019 [ok 650 kcal]
Start: woda z cytryna plus ciepły zakwas z majerankiem
Śniadanie: surówka sałata włoska, ogórek kiszony, pomidor, pol papryki, ocet jabłkowy łyżka
Drugie śniadanie: surówka burak, jabłko, łyżeczka ocet
Obiad: makaron cukinia z sosem pomidorowym, papryka, czosnkiem, bazylia, kumin, czaber
Przegryzki: surowa marchewka, ogórek, kalarepa
Kolacja: kapusta kiszona, ogórek kiszony

Lekki ból głowy, czasem trudność z koncentracja (uciekają myśli). Uwaga na ostre jedzenie, odbija się i potem złe samopoczucie. Po zjedzeniu gotowanego, lepiej na żołądku. Obecna lekka ale uciążliwa biegunka, brzuch mnie nie boli. Cały dzień coś chrupałam i wypiłam ze 4 litry naparów ziołowych, łagodziły wyraźnie uciążliwy ból głowy. Około 17:00 ból głowy przeszedł, męczy bieganie częste do toalety.

DZIEŃ 2 wtorek [ok 550 kcal]
Start: woda z cytryna plus ciepły zakwas z majerankiem
Śniadanie: pieczona pietruszka + brokuł
Drugie śniadanie: surówka burak, jabłko, ocet jabłkowy
Obiad: leczo (mało)
Kolacja: zupa dyniowo pomidorowa z makaronem z cukinii
Przegryzki: kapusta kiszona

Mam niezidentyfikowane podejście do pieczonej pietruszki... trochę dobra a trochę niedobra ;) Po śnaidaniu czuję sie tak najedzona i ciężka jakby zjadła Big Maca a nie trochę warzyw! To był dobry dzień, nie czuję się głodna, głowa nie boli, jest mi lekko chłodno ale nie zimno... szczerze to z poczuciem zimna jest lepiej niż kiedy żywiłam się normalnie! Biegunka nadal męczy, ale wyraźnie mniej, więc łatwiej mi funkcjonować. Dużo czasu spędzam w kuchni, krojenie warzyw jest jednak czasochłonne. Szykuję sobie codziennie wieczorem pudełka do pracy, z obiadem włącznie.

DZIEŃ 3 środa [ok 700 kcal]
Start: woda z cytryna plus ciepły zakwas
Śniadanie : burger warzywny z sosem warzywnym curry i kapustą kiszoną
Drugie śniadanie: surówka: sałata, pomidor, kiszony ogórek
Obiad: Leczo
Kolacja: zupa dyniowo pomidorowa z makaronem z cukinii
przegryzki: marchewka i kalarepa

W końcu mogę odkleić się od okolic toalety! Już nie biegunka, ale po prostu rozwolnienie. Martwię się, że zaczęłam się robić jakby głodna, zjadam ze smakiem i wyczekuje momentu jedzenia. Nie jest to mocne, ale co jakiś czas potrzebuję zjeść, bo tak "dziwnie się czuję". Nie są to skurcze żołądka i typowy głód, może to po prostu niedobór energetyczny? Nie jest mi słabo. Dzisiaj też pierwszy raz zaczęłam zwracać uwagę na jedzenie innych i zapachy innego jedzenia. Smakuje mi co jem, ale zapach popcornu i kawy robi lekkie fikołki w moim żołądku. Koleżanki mnie pytają, co to za dieta, bo wygląda i pachnie lepiej niż ich standardowe żarcie, a facet mi podżera jak gotuję, więc jest wesoło :) Wieczór w końcu nie przy garach, nagotowałam więcej wczoraj i mam chwilę spokoju,

DZIEŃ 4 czwartek [ok 630 kcal]
Start: woda z cytryna plus ciepły zakwas
Śniadanie : burgery warzywne z sosem warzywnym curry
Drugie śniadanie: surówka: burak, jabłko, cebula, ocet jabłkowy
Obiad: Leczo
Kolacja: zupa dyniowo pomidorowa z cukinia
przegryzki: pół dużego ogórka, ogórek kiszony, szczypta kapusty kiszonej, pomidorki koktajlowe

Niestety subiektywne poczucie głodu nie opuszcza, dzisiaj jem co 3h, bo czuję, że potrzebuję. Mam podejrzenia, że po wprowadzeniu zupy pomidorowo-dyniowej tak się zadziało... trzeba poczytać i popytać. Dynia niby dozwolona ale jakoś dziwnie ten niezidentyfikowany głód przyplątał się jeszcze tego samego wieczoru co zupa. Brzuszek już coraz lepiej, energia w normie, ale po egzemie gojącej się w pierwszych dniach, znowu się rozszalała :/ Zjadam jeszcze zupę wieczorem, w końcu jest dozwolona i nie z samej dyni, wszędzie przerzucają się curry z dyni i innymi pysznościami.. uznaję, że może tak musi być. Testuję moje samopoczucie robiąc skakankę i przysiady - zadziwiająco jest dobrze, energia nadal w normie.

DZIEŃ 5 piątek [ok 650 kcal]
Start: woda z cytryna plus ciepły zakwas z majerankiem
Śniadanie: surówki kapusta, pomidory, ogórek kiszony, ocet jabłkowy
Drugie śniadanie: surówka Rukola, botwina, szpinak, pomidor, ogórek kiszony, cebula, ocet
Obiad: bigos
Kolacja: 3 pomidory zapiekane z kapustą kiszona i warzywami

Budzę się rano z fikającym żołądkiem, uspokaja sie dopiero po wodzie z cytryną i zakwasie. Dzisiaj dosłownie co 2h muszę zjeść, sporo piję, ale nie przechodzi. Popytałam o forach i stwierdzam, że powodem może być indeks glikemiczny dyni, szczególnie gotowanej. Część poleca, część nie, sama Dąbrowska pisze o surowej, żeby ostrożnie bo wysokie IG.. a przecież gotowana będzie miała jeszcze wyższy. Kto w ogóle dopuścił w takim razie to warzywo podczas postu?! Wieczorem potrzebuje się "nażreć", pakuję 3 ogromne pomidory malinowe kapustą kiszoną, jarmużem, szpinakiem, cebulą i czosnkiem... 45 minut w piekarniku... mhmmm, pyszne, myślałam, że pękne ale po wszystkim uczucie głodu w końcu odpuściło. Resztę zupy dyniowej zamroziłam. Nie tknę dyni, z jabłkiem tez ostrożnie, może podziała.

Dzisiaj raz poczułam ostry zapach moczu, kwaśny. Może mimo tego dziwnego uczucia głodu/niegłodu, jest na OW (odżywianiu wewnętrznym) ? Zachcianek nie mam ani ciągot, chętnie jem warzywa, więc to możliwe. Ale uczucie nie jest przyjemne. Zasypiam z rewolucjami żołądkowymi po przejedzeniu się "wieczorem" (zjadłam koło 18, spać koło 1)

DZIEŃ 6 sobota [ok 460 kcal]
START: ciepła woda z cytryna, ciepły zakwas buraczany z majerankiem
Śniadanie: kalafiornica z koperkiem i cebulką
Drugie śniadanie: surówka Rukola, botwina, szpinak, pomidor, ogórek kiszony, cebula, ocet
Obiad: surówka pomidory, ogórek kiszony, kapusta, kiełki brokuła i rzodkiewki, ocet jabłkowy
Kolacja: reszta kalafiornicy
Przegryzki: brak

Przejadłam się wczoraj, więc rano pilna toaleta a potem woda z cytryną i zakwas. Mam własnej roboty, jest pyszny. Po lekkim podgrzaniu bardzo przypomina barszcz wigilijny. Czuję się zmęczona i niewyspana, ale niegłodna.. zobaczymy jak będzie dalej. Zrobiłam pierwszą w życiu kalafiornicę, ale mimo czarnej soli mało smakuje jajkiem - bardzo dużo musiałabym tej soli dać, żeby była "jajeczność". Ale jest smaczne, więc zjadam, choć mam problem ze zjedzeniem całej porcji - część zostawiam.

Rano nieprzyjemne uczucie, pierwszy raz wystąpiło - jak szybko wstanę, mroczki przed oczami. Przeszło jakąś 1-2h po zjedzeniu. Załatwiłam mase spraw, nadal nie jestem głodna. Z dusza na ramieniu, postanowiłam iśc pobiegać, korzystając z dobrego samopoczucia. Nastawiłam się, że będzie bardziej marsz niż bieg - bo kolana (cały czas robię teraz ćwiczenia stabilizacyjne, rozciągające i wzmacniające na nie) i post to może być tragiczne połączenie. Ruszam "przez nóżkę" i... jest ok. Nie dzieje się absolutnie nic dziwnego. Kolana nie bolą, oddech spokojny, energia jest.. to tak sobie pobiegłam... potem do paczkomatu i do domu, z 7km wyszło. I cały czas czułam się dobrze, aż do pójścia spać!

Dzisiaj zwróciłam uwagę na ilość białka w diecie, nie mogłam w to uwierzyć. Między 15 a 20% pokazują mi kalkulatory, z samej kapusty, ogórków, kalafiora i pomidorów. To naprawdę sporo, przecież jemy tylko niskoskrobiowe warzywa! Ja na zwykłej diecie wegetariańskiej musiałam doprawiać się koktajlami białkowymi, bo 10% białka i wysiłek fizyczny to słabe połączenie.. Wiem, że to niepełnowartościowe i że tłuszczu udział naprawdę mały (5%), ale zaskoczenie bardzo pozytywne.

Wieczorem z rozsądku jem resztę kalafiornicy, żeby skończyć na bilansie 400+. Ciekawe, co będzie jutro :)

LINK do webinaru, jest bezpłatny i prowadzony przez przedsiębiorcę a nie mówcę motywacyjnego... dużo konkretów, i trochę sprzedaży oczywiście, ale ta merytoryka naprawdę jest przydatna! https://app.vitalia.pl/webinar-trening...

4 lipca 2012 , Skomentuj

No i pokonało mnie... najpierw złe samopoczucie(wróciłam po połowie dystansu biegowego, potem złe samopoczucie (mimo wysiłku wieczorem zaczęłąm zażerać) a potem pogada(burza z piorunami) i obowiązki (sprzątanie zamiast biegania)..

Tyle że zwiększyłam ilość jazdy na rowerze, ostatnio nawet u rodziców(40km) na nim byłam, w te strrrraszne upały. No i nosiłam wiadra z wodą(12) aby podlać warzywka. I koniom kopyta(4) zrobiłam. I pływałam 40 min :)

A poza tym.. to masakra, bo ostatnie 2 dni byłam smutna i samotna.. więc zajadłam.. wczoraj znośnie, bo tylko 2 kanapkami(nieduże) z szynką, masłem, pomidorem i majonezem i fetą. Ale przedwczoraj to nic nie powiem, był wielki dół i wielkie żarcie, myslałam, ze pęknę. Wcale nie było fajnie się najeść... może to mnie czegoś nauczy.

No więc OD DZISIAJ kurs na większy reżim, bo jeszcze tylko miesiąc do wyjazdu a potrzebuję kondycji + wagi poniżej 60kg. Trzeba zacząć zapisywać, co jem, aby kontrolować, na ile za mało i na ile za dużo (z pewnością obie opcje wystąpią)

DZIŚ PLANOWANE:

śniadanie: 3 łyżki czubate siemienia lnianego ugotowanego z 2 łyżeczkami cukru; 2 śliwki kalifornijskie

drugie śniadanie/obiad(w pracy): 3 mini-kromeczki razowego chleba z serkiem białym, pomidor, 1x parówka "jedynka"

obiad(w pracy :/ ): miks warzywny na ciepło (mojej roboty, skłądniki później), 1 mini-kromeczka razowego chleba z serkiem

kolacja: to pomyślenia.

Gdzieś w międzyczasie będzie nektarynka, kawa z cukrem(2 łyżeczki), herbata lipowa bez cukru. No i będę u chłopaka więc pewnie jakiś mały słodycz(krówka, 3 żelki) może wskoczyć. No i pół litra kefiru :)

Te "mini-kromeczki" to jest 1/3 wielkiej kromki z chleba pełnoziarnistego, takiego twardego co sprzedają w takich meeeeega kromkach prostokątnych :)

A i jeszcze - z ruchu będzie rower do pracy i do chłopaka (ok 10 km, więc niewiele) oraz ścianka wspinaczkowa(1,5h).

21 czerwca 2012 , Komentarze (1)

Najlepiej być upartym i się nie martwić, to sukces w końcu niespodziewanie przyjdzie :) Dzisiaj były 3:

1) Spadła waga i obwody
2) Przebiegłam wreszcie 10 km (58 min)
3) Wypiłam odrobinę mleka do kawy i nie dostałam biegunki :))

Mimo problemów z ruchem (prace zaliczeniowe,egzaminy,praca,brzydka pogoda, problemy ze zdrowiem) i w związku ze stresami z głodem + kiepska motywacja (mój facet chudy i ciągle musi jeśc, a najbardziej lubi wspólnie) powolutku początek sukcesu staje się faktem.

Dlaczego nie straciłam motywacji? Może dlatego że na wadze staję naprawdę rzadko, a moim celem nie tyle jest schudnięcie, co wyrobienie siły i kondycji. Kocham ruch i góry, potrzebuję do tego sporo energii.

Nie liczę też kalorii, a moja dieta prócz zdrowych składników (które bardzo lubię), ograniczyła sie ostatnio mocno pod kątem nabiału. Miałam okropne problemy, które wydawały się mieć związek z laktozą, białkami mleka. A całe moje żywienie się opiera na nabiale, to było straszne z dnia na dzień zaprzestać jedzenia serów, jogurtów, mleka, lodów, masła... i czegokolwiek z mlekiem w proszku... zdziwiłybyście się, jakie produkty je mają! Boleśnie się przekonywałam o tym poniewczasie, z bólem kiszek i biegunką...

Nie wiem, co się właściwie stało że mi przeszło, ale jestem dziko szczęśliwa z tej odrobinki mleka w dzisiejszej kawie! Prawdopodobnie chodziło o odbudowania nabłonka w jelicie po zatruciach które miałam. Zaczęłam jeść siemię lniane na bóle żołądka, nie na jelita, i właściwie z dnia na dzień zobaczyłam, ze nic się nie dzieje po maśle.. potem po odrobienie żółtego sera... jogurtu... lodów... i mleka :)

Poza tym myślę, że ruch to dosłownie wszystko - już 2 niedziele były wycieczkowo-rowerowe, po 100 km zrobiliśmy :) Do tego te 3x w tygodniu staram się biegać. Jeżdżę rowerem zamiast komunikacji miejskiej. Chodzę na saunę i ściankę wspinaczkową po 1x tydz. I wcale się bardzo na jedzeniu nie oszczędzam....

Nie katujcie się dziewczyny, tylko próbujcie być racjonalne i żwawe a sukces przyjdzie, nawet jak jesteście żelko-potworem takim jak ja 

17 czerwca 2012 , Skomentuj

Dużo się działo w tzw. "między czasie", ale nie mam czasu, by teraz opisywać. Za to ku pamięci, fantastyczny artykuł o.. fruktozie! :)

6 maja 2012 , Skomentuj

No to zaczynamy... ten Pamiętnik :) Bo z realnym impulsem odchudzeniowym wystartowałam tydzień temu :)

Dzięki ruchowi i próbom ograniczenia jedzenia podczas majówki (wyjazd na Słowację w góry) ruszyły pierwsze kilogramy. Wiem, że pewnie większość to woda, ale liczy się upór i obwody a nie kilogramy.

Dlatego też założyłam ponownie tutaj konto - aby mieć miejsce na wpisywanie obwodów.

Od 3 dni pracuję nad kondycją i sobie biegam. niestety czuję każdy kilogram i wyleżany czas problemów zdrowotnych. Nie skończyły się one zupełnie, ale staram się ignorować i... no od 3 dni biegam. Poza tym byłam po długiej przerwie znów na ściance wspinaczkowej. I prażę się na saunie. Goła i wesoła  Pamiętam też o podróżowaniu rowerem zamiast autobusem.

Mój pomysł na odchudzanie? Regularność - w ruchu, jedzeniu i trybie życia. Nie będzie to łatwe ale poprawi mi nastrój i pomoże utrzymać motywację.

Dlaczego niełatwe? Ponieważ żyję w 3 domach (czyli stałe zaplecze jedzeniowo-kuchenne odpada i dostęp do ubrań i miejsc treningowych), studiuję zaocznie - ze zjazdami w każdy weekend z powodu różnic programowych, intensywnie acz bez sukcesu poszukuję pracy, w międzyczasie odbywam od stycznia praktykę w pełnym wymiarze godzin, piszę pracę magisterską, próbuję ułożyć sobie życie z Moim Mężczyzną, chodzę na kurs angielskiego i staram się pogodzić to wszystko z życiem towarzyskim (nie da się) i z moją rodziną spod Wrocławia (też trudno) i z końmi (prawie niemożliwe). Acha i nie zapominajmy, że 9h snu to podstawa do normalnego funkcjonowania, bo nie mam weekendu aby odespać! cokolwiek!