Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
kolejny trafiony zatopiony


-Sukces!
-Jestem
 obyło się bez ulubionych batonów i czekolade.
-Grzeszki!
 - obecne
 w przepastną otchłań mego buziaka powędrowała niepełna łżeczka miodu a do tego trochę,  no może trochę więcej niż trochę Jaśków orzechowych.
No i trochę w łeb wziął harmanogram posiłków a to przez to, że miałam dziś zasmaranego młodego z glutami do pasa (czyt. syna 5 lat )przy sobie. A żeby jeszcze tego było mało to ok 10.00 straciłam totalnie kontakt ze światem znaczy się wyłączyli nam prąd i tak do 18.00.
Masakra. Na szczęście z młodym wszystko oki nie ma nic w gardle oskrzela czyste i w zasadzie może chodzić do przedszkola. Zobaczymy rano.
Acha było kręconko na hula hop i dzis już tak nie bolało.Co prawda tylko 15 minut ale zawsze to coś. A jeszcze dwa dni temu wyzywałam na te wypustki rzekomo mające masować i szybciej odchudzać talię, kurde mol.
Dziś nie mam juz tak filozoficznego podejścia jak wczoraj. No i dobrze bo było by nudno. A teraz już się pożegnam i zasuwam do łóżeczka. W nocy pewnie będę musiała zapierniczać z gorącą herbatką z miodem do młodego. Hmmm a swoją drogą ciekawe ile czasu młoda (czyt. córka 3 lata) będzie się opierać chorobie...
Tfu, tfu tfu trzy razy przez lewe ramię i gdzie tam jeszcze. Żebym tylko nie wykrakała.