Hurraa!!!
Udało mi się zmotywować i mam upragnioną 6 z przodu! Radość mnie ogarnia, bo długo i ciężko było mi do niej dojść. Teraz muszę ją przytrzymać i regularnie schodzić z wagą w dół. Mam tyle fajnych spódniczek. Marzę, by je ubrać i dobrze w nich wyglądać. W końcu brzuch nie będzie na pierwszym planie lecz ja :) Druga strona medalu, to moje dotychczasowe ciuchy, które jakoś przestały leżeć (hi, hi, hi). W praniu się rozciągnęły czy jak? Taki mam przyjemny dylemat :)
Zmarnowałam trochę czasu na opychanie się i powstrzymywanie.To po świętach Wielkanocnych tak słodkich, że aż przyjemnie. To była chwila, a gdy się spostrzegłam, cała moja samokontrola i dyscyplina oraz poukładanie klepek w mózgu-poszło na marne. Długo się zbierałam i chyba jestem na najlepszej drodze, by znów trwać z Vitalią. Oczywiście bliscy znów żyją w nieświadomości. Nie mam wsparcia z ich strony, bo "przecież nie jestem gruba i co ja w ogóle chcę od siebie?", albo "teraz mam dietę, a potem zacznę jeść i przytyję 2 razy, a do tego będę miała jeszcze efekt jojo". Albo takie coś:" Trzeba się zaakceptować takim, jakim się jest". To ostatnie, wg mnie, to wytłumaczenie dla leniuchów do których nie mam zamiaru należeć. Najlepiej niech każdy się zajmie sobą.
Oprócz tego zauważyłam, że mam tendencję wypychania brzucha (taki fajny luzik). Staram się, więc, jak najczęściej wciągać brzuch, by mięśnie brzucha pobudzić do działania. Ściągam łopatki, by ramiona nie szły do przodu. W ten sposób sylwetka się wyprostowała, a kręgosłup przestał dokuczać. No i nie wyglądam jak pokrzywiona pokraka z garbem na plecach i miednicą wypchniętą do przodu, co powoduje widoczną, dużą ciążę kulinarną. Nogi! To jest fenomen! Rozmawiałam z lekarzem. Okazuje się, że to bardzo ważne, by nie chodzić szeroko (jak kaczka). Stopy razem, kostki i kolana blisko siebie, nie kolebać się na boki. Inaczej układa się ciało i pracuje prawidłowo (miednica, kręgosłup i ogólnie całość). Zaczęłam się więcej ruszać i skupiłam się też na silnej woli. Nie wrzucam do żołądka byle czego, bo jak zacznę, to nie mogę skończyć. Dużo pracy nad sobą, nawykami, przyzwyczajeniami, odciąganiem się od powrotu do "normalności". Koniec z tłumaczeniem sobie, że życie ma się jedno i trzeba brać je garściami ( bo kiedy, jak nie teraz?). Mam dość rozpusty i oby jak najdłużej pozostać w tej świadomości.
Francuzeczkaa
21 czerwca 2021, 16:27Trzymam kciuki ✊ jakoś latem mimo temperatury i tak łatwiej o więcej ruchu co sprzyja chudnięciu 🙂
monireju
22 czerwca 2021, 09:44To prawda, ale też łatwiej o pokusy, które są przy mnie i non stop przedzierają się nad zdrowy rozsądek.