Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 85: zbliżam się do półmetka


Jak wiele/wielu(?) z Was ważę się w poniedziałki. Dziś waga wskazała 64,4kg. Miło. 6,6kg za mną, a w tym tygodniu -0,7kg. Jak będę w połowie swej drogi, to umieszczę zdjęcie oraz zrobię sobie jakiś prezent. Tylko nie wiem, co by mnie uszczęśliwiło.  

Moje odchudzanie wygląda mniej więcej co tydzień tak samo: poniedziałek - idealny (szczególnie jak rano waga pokaże mniej), wtorek jedzeniowo spoko ale ruszać się nie mogę, bo mam zakwasy. Do soboty prowadzę się całkiem dobrze. Zawsze jakiś chat meal w tym czasie się pojawia, ale jest ok. Rano w sobotę czuję się lekka, wchodzę na wagę a tam czasem ponad 1kg mniej niż w poniedziałek. Więc co robię? W weekend obżeram się słodkim, piję wino albo zjem chipsy. O ile chipsy umiem skontrolować i zjeść tylko garść, tak z winem mi nie wychodzi i na kieliszku nie kończę.

W weekend zebrałam komplementy od teściów. Stwierdzili, że juz powinnam przestać się odchudzać. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że jestem mistrzem kamuflażu :D w pracy mówili mi to samo. Myślę, że moje ciuchy odejmują mi wizualnie minimum 5kg. Przy obecnych kilogramach moja buzia wygląda bardzo dobrze. Trochę się obawiam worów pod oczami i zapadniętych policzków przy niższej wadze.

Mam problem z nagradzaniem się. Mam jeszcze zaległy "prezent" za niepalenie papierosów od ponad 1,5roku. Uzgodniliśmy z mężem, że będzie to kwota, jaką on wydaje na swojego epeta w tym czasie, kiedy ja nie palę, czyli jakieś 3 tysiące złotych(!).. Nie umiem wydać na siebie kasy.. Co Wy byście zrobiły z "luźnymi" trzema klockami?