dziś po wielu latach przebywania z liczbą 7 na początku, wchodząc na wagę, zobaczyłam 6 na początku. co prawda to 69,80, ale co tam, dawno niewidziana przyjaciółka, trzeba się cieszyc. nie piszę, że się zawzięłam i mam cel jakiś, bo potem to raz dwa rzucam się na żarcie, jakbym była zbuntowaną nastolatką i robiła na złośc rodzicom. dlatego co dzień mam cel: przetrwac ten dzień bez kompulsywnego obżerania. a dietę mam do 1000 kcal. marzę, żeby do Świąt było 68.