ledwo żyje... Postanowiłem pojezdzic sobie troche na rowerze poza miastem, tylko ze to troche troche nie wyszlo:) Zrobiłem dobre 80km z czego sporo jazdy było pod górke. Nie żeby mnie nogi bolały albo żebym był zdyszany, zwyczajnie wypstrykałem sie kompletnie z energii (glikogen z wątroby i mięsni) Ostatnie 15 km były najgorsze, nie dosc ze jechałęm juz na oparach ;) to jeszcze te ostatnie 15 km było ciągle pod góre. Zwykle robie jakies 25km wiec zrobiłem 300% normy. Przez najblizsze kilka dni do roweru nawet nie podchodze ;)
Adriana82
17 września 2010, 14:21Dziękuję za komentarz, to co napisałeś jest bardzo ZEN :D
Adriana82
13 września 2010, 11:05Na mnie żadne baty (czytaj: przemoc) nie działają :P
Adriana82
11 września 2010, 11:59dziękuję za wsparcie :P. Widać silne męskie ramie jest jak jednorożec w dzisiejszych czasach :D Zapamiętam to sobie rodzynku ! :)
jabluszko1994
22 sierpnia 2010, 21:0180km? No to niezłe troszke;D
mlody1991
20 sierpnia 2010, 21:10Trochę tych kcal poszło;-)
eatless
20 sierpnia 2010, 20:54Rewelacja, uwielbiam takie długie wycieczki rowerowe. Kiedy wiem, że będzie >40km (dobra, rzadko udaje mi się przewidzieć) to jakieś węgle biorę. Ale najczęściej już wtedy jadę na automacie i zapominam, albo myślę 'no tak się fajnie jedzie, nie chce mi się zatrzymywać'.
alex221990
20 sierpnia 2010, 20:19no no podziwiam ;]