Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Chwila zwątpienia.


Miałam mały kryzys, po tym co zobaczyłam na wadze stwierdziłam, że to nie ma sensu i tak nic nie zmienię. Z pomocą przyszła mi Vitalia, już nie wiem, który raz :) I choć dietę nie trzymałam w 100 %, bowiem wypadło mi air show - mieszkam obok jednostki, na osiedlu wojskowym, nie dało się nie iść :) zrobiłam tam parę niezłych km :P

Od dziś znowu zaczynam walkę ze sobą. Po tylu próbach nieudanego mojego odchudzania, zauważyłam, że zawsze poddaje się, gdy pojawią się nawet najmniejsze niedogodności, gdy coś nie idzie po mojej myśli. Po tym uzmysłowiłam sobie, że jestem słaba, często przegrywam ze swoimi demonami. Zawsze po takiej przegranej jem coś, co normalnie nie zjadłabym będąc na diecie, choć wcale nie mam na to ochoty. To siedzi gdzieś w środku mnie, ta chęć do złamania zasad, próba pocieszenia się czymś wysokokalorycznym. I choć jest to radość krótkotrwała, tak ulotna - to po każdym niepowodzeniu, brnę dalej w to samo. To jest jak choroba, która nawraca co jakiś czas. Muszę z tym walczyć, nauczyłam się że jestem w tym sama, tylko ja mogę coś zmienić w moim życiu. Moim marzeniem jest pokochanie siebie, swojego wyglądu, który był dla mnie zmorą odkąd pamiętam.

Mam problem z dobraniem ćwiczeń, przez cesarkę - przed którą się wzbraniałam, niestety musiałam walczyć o życie synka, a on jest dla mnie najważniejszy- nie mogę robić wszystkich ćwiczeń. Ćwiczę dużo 3 kg hantlami, ale ostatnio mój mąż powiedział, że mam ramiona, jak facet, do tego jeszcze waga mi wzrosła. Jestem ciekawa czy to przez to. Nie mam już pomysłu, co do ćwiczeń. Chodzę bardzo dużo, ale niestety w moim przypadku to nie działa :(

  • roogirl

    roogirl

    28 sierpnia 2017, 23:33

    Hehe ja nie raz miałam takie myśli, że i tak to wszystko na nic i trzeba się poddać... do niczego dobrego to nigdy nie doprowadziło.