A kiedy meta? Kiedy finisz?
Czy do grobowej deski przyjdzie mi użerać się z własnymi słabościami?
A może osiągnięcie celu raz na zawsze umotywuje w oszczędnym jedzeniu i regularnym ruchu?
Oby! Znów podejmuję rękawicę z niezmienna wiarą, że się uda.
Poświąteczne 75,4 daje po głowie.
Prawie tak samo mocno jak to sprzed 1,5 roku 77. Różnica w słoniowatości niewielka.
Czuję się źle i grubo.
Ale to przecież tylko i wyłącznie ode mnie zależy jak będę wyglądać i ile ważyć! Moje ciało w moich rekach!
Do roboty!
HOWK!
mate1
26 kwietnia 2011, 11:57teraz musi być już tylko lepiej długie, ciepłe dni dużo czasu spędzone na świeżym powietrzu w ogrodzie na rowerze mniej czasu na podjadanie. Podnosimy rękawice i walczymy o piękne ciało do końca świata i jeden dzień dłużej
margeritta5
26 kwietnia 2011, 11:23Bądź nieugięta do końca ! :D Zobaczysz jaka potem jest satysfakcja :D Trzymam kciuki i jestem z Tobą :)
bebeluszek
26 kwietnia 2011, 08:31przeciez tak bedzie zawsze! grunt to zaczynac od nowa i nigdy sie nie poddawac :) buzi!
Haydi
26 kwietnia 2011, 07:24Trzymam kciuki!