I tak szczęśliwie miesiąc prawie się kończy... bez większych uszczerbków na zdrowiu, ciele (tak tak, ani grama mniej) i większych zmian.
O nie, przepraszam mam nowe zasłony - wczoraj dokończyłam przeróbki i wreszcie zawisły!
Po poprutych szmatkach, które miały być na chwile, nowe, w biało-szaro-żółte pasy to kosmiczna przepaść elegancji, hihi :)
Udało mi się również dokonać inwentaryzacji w szafie. Lato poszło do kartonowego lamusa. Na dobre zagościła jesień... nie złota polska, a mała i ciasna, choć zawsze programowo większa... :(
Spódnice pękają w szwach , a w niektóre po prostu się nie mieszczę. Spodni brak - bo w spodniach się "nie czuję". KLOPS!
Kolejne odliczanie spełzło na niczym. Dlaczego? Urywana "dieta", brak ćwiczeń. Brak "bacika".
Szczerze mówiąc niegdyś bardzo pomagało mi "spowiadanie" się na forum. Wtedy najzwyczajniej wstyd było się obeżreć i nic nie robić. Pora wrócić do korzeni.
Więcej białka, ruchu i relacja z dnia.
jogurt z musli 200, kawa 40 = 240
serek 110, kawa 40 = 150
lód kręcony - 130
łosoś dzwonko 450 (o rany jakie to tłuste!) oliwki 50, ogórek kiszony X2 - 17, buraczki 30- 547
marchewki 20, jabłko 70, nektaryna 60, winogron 100, banan 100 - 350
1417...
a potem po przeklętych owocach (tak, tak, miałam nie jeść - luby chyba na złość mi je kupił) - "Przecież lubisz" - "-Ale nie chciałam jeść" - "No ale lubisz..." Wrrr
dopadłam do fritta 300, nuelli 160 i poprawiłam chipsami 150 = 610
basiaaak
25 września 2012, 12:07Damy radę Myfoniu :) Jeśli zapał minie i dopadnie Cię olewatorstwo to pisz o tym - pomogę wrócić na dobre tory :)