Łaskawie zniknęła poniedziałkowa, druga 7 (77,2). Hm, nie zniknęła, ona się przesunęła do tyłu! (76,7)
Czyli wróciłam do wagi poświątecznej.
Jeszcze muszę zobaczyć śliczną piątkę majaczącą na koniec poprzedniej edycji.
I walczyć rzecz jasna dalej.
Podstawą będzie - nie marnowanie tego co się już osiągnęłam
- jedzenie sytego porządnego obiadu (znów się okazało, że zupka + słabe drugie - to nie dla mnie. Rozciągnięty "wodą" żołądek, szybko domaga się jeszcze. Zapychacze w postaci owoców, jogurtów - co z tego że naturalnych, też swój wkład w bilans mają).
- regularne ćwiczenia, min 6 x w tyg po min godz dziennie.
- całkowite wywalenie z diety słodyczy (piekę sobie razowe ciastka z mąki żytniej z pp z cukrem z kory brzozy - i to ma wystarczyć!)
jabłko, marchew, kawa = 100
chrupkie 150
ryż 270, z warzywami 150 = 420
kanapki 400
danio 200 i banan 100 = 300
1370
ponad godzina szybkiej jazdy na rowerku stacjonarnym
ciasteczko91
30 stycznia 2013, 08:33Życzę powodzenia :)
...Dupka
30 stycznia 2013, 07:54Trzymam kciuki za powrót do 5 na drugim miejscu - to raz, i trzymanie się dzielnie swoich postanowień - to dwa :) Pozdrawiam