Jak to już? A chudnięcie do lata? A bikini?
A wyjazdy nad wodę?
A krótkie, chociaż krótsze spódniczki?
A, a, a...?
Zawstydzona własnym ciałem chowam się pod szczelnym płaszczem pięknych, owszem, choć obszernych spódnic.
Obiecanki cacanki i rok w rok to samo...
Heh, właściwie z roku na rok gorzej.
Na liczniku 79,5 - masakra...
Wyjadłam resztki tortu i innych pourodzinowych smakołyków (no prawie).
Muszę, chcę znów stanąć na starcie. Nie chcę cudów - a do osiągnięcia rezultatów wystarczy trochę, powtarzam trochę - systematyczności.
3 kilo na miesiąc...
79,5 na 64 = 15,5 kilograma do zrzutu...
Podzielić przez 3 kg miesięcznie = 5 miesięcy pracy nad sobą...
Akurat by na sylwestra zobaczyć wymarzoną cyfrę...
Jak to wszystko ładnie wygląda zapisane...
Prawie pół roku walki ze sobą...
Ze słabościami, z napadami głodu...z pokusami...
I jak tu się nie dziwić, że tyle osób wybiera diety cud.
Jestem jednak realistką - i wybieram zdrowie. Szlaban na słodkie i ruch - od tego zacznę!
kosia88
1 sierpnia 2013, 09:19Damy radę - to tylko 5 miesięcy:) trzymam kciuki za powodzenie
basiaaak
1 sierpnia 2013, 08:16Nie pozwalam Ci ważyć 64. Słyszysz? Przy Twoim wzroście 67-69 spokojnie wystarczy :) Nie ma się co chować. Bierzemy się do roboty :) Razem raźniej :) Koniec ze słodyczami!!! I ruszamy się minimum 60 minut dziennie. ok?