Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Brak poprawy


Ulubiona aktywność - plenerowe pedałowanie - odchodzi do zimowego lamusa. Tak strasznie mi brakuje tych 1,5 -2 h szaleńczej jazdy po pacy. Endorfin, krajobrazów, zmęczenia mięśni, odpoczynku dla umysłu... Nic nie potrafi tego zastąpić. 

Domówki to zaledwie ułamkowa cześć energii jaką spalałam na rowerku. Basen, staje się nudny i monotonny - czuję się jak chomik na wybiegu. Na bieganie - jestem za słaba. Siłowni i ćwiczeń zbiorczych bardzo nie lubię. 

Powinnam przede wszystkim pomajstrować w diecie. Pedałowanie, nawet jak nie wywoływało spektakularnego chudnięcia, to chociaż blokowało tycie. Treaz klops. Ruchu mniej, a słodkie pojawia się w menu... 

Czujnik sytości wciąż popsuty. Chyba się muszę wziąć "za gębę" a nie marudzić. 

Czas płynie. Do Wigilii 7 tygodni. Teraz to już musiałabym sobie fizycznie odkrajać kilogramowy płat tłuszczu z ciała, żeby osiągnąć taki cel. Przez złośliwość dla samej siebie zrobię tę rozpiskę...

data/    cel /   rzeczywistość

7.11 -     76,1  /  76,1

11.11 -   75,1  /  75      

18.11 -  74,1  /

25.11 -  73,1

2.12 -    72,1

9.12 -    71,1

16.12 -  7 0,1

23.12 -  69,1

Taaa, marzenia i snucie planów - to moje zdecydowanie najmocniejsze strony, buhehe:D

  • telvez

    telvez

    7 listopada 2016, 19:29

    Też tyle ważę, tylko jestem niższa więc wyglądam jak klucha. Nie ma co się załamywać. 7 tygodni to i tak sporo czasu jest, nie ma się co poddawać. Głodomora słodyczowego rzucić w kąt, dywanówek porobić i może coś zleci. Powodzenia :)