Nadciągają zmiany. Nie, nie w moim sposobie myślenia, odżywiania, czy nawet polityceZmienić musimy lokum. Po x latach wynajmowania, gdzie traktowaliśmy prawie jak swoje, malując, dbając, przeprowadzając remonty (cena wynajmu była korzystna stąd nasze działania), właścicielka sprzedaje mieszkanie. Mamy czas do końca grudnia. Fatalny okres... ofert wynajmu w okolicach słownie dwie, małe powierzchnie i drogie... Na kredyt nas póki co nie stać... luby wciąż działa na zlecenie, moje zarobki ukhm niepowalajace... próby odkładania kończyły się nagłym i pilnym sięganiu po oszczędności... Trzeba się jednak z tym zmierzyć. Przeprowadzić, znaleźć na rok coś niedrogiego i niewielkiego i na serio pomyśleć o zaciśnięciu pasa. Musze się nauczyć odkładać. Koniec spontanicznych zakupków w sieci i kupowania jedzonka najwyższej jakości w sklepach eko. No cóż. Luby musi mieć wreszcie umowę i może za rok, wspólnymi siłami, z jakimś wkładem własnym uda się mieć wreszcie coś swojego. Trzymajcie kciuki... i nie krzywcie się na menu. Od dziś zamiast wypasionych sałateczek chlebuś, a świeże warzywka z bioplantacji już nie jako dania główne a dodatek Dramatyzuję oczywiście i trochę żartuję, ale szafki kuchenne z zapasów kaszowo-rozmaitych to ja opróżnić muszę... Druga sprawa to pozbycie się nadprogramowych ( z punktu widzenia przeprowadzki) rzeczy, a trzecia znalezienie pomysłu na własny dodatkowy biznes... Pomysły są, może czas spróbować je realizować :) Trzymajcie za mnie kciuki :)
wPatka
15 listopada 2017, 09:50Powodzenia :)
lajtme
14 listopada 2017, 09:31Powodzenia, rzeczywiście przed świętami i tak prędko ciężko będzie coś fajnego znaleźć,ale może uda się coś tymczasowego wynająć, by później coś fajnego innego kupić, czy wynająć..
myfonia
28 listopada 2017, 06:55Dokładnie taki jest plan awaryjny :) Dziękuję, intensywnie przeczesuję cały rynek, łącznie z rowerowym objeżdżaniem całego miasta i poszukiwaniem ofert zawieszonych na szybach :)
Agaszek
13 listopada 2017, 21:02To trzymam kciuki za szybkie znalezieniie nowego lokum. ;) Czasami takie zmiany, pozornie niefajne i przez nas niechciane - wychodzą nam na dobre :) pozdr.
myfonia
28 listopada 2017, 06:52Dziękuję :) Gdzieś w środku, tli się właśnie taka nadzieja. Póki co sporo stresu, bieganiny. Kiedy odpadła opcja wynajmu, gorączkowo szukaliśmy czegoś do kupna. To jednak mieszkanie, nie sukienka... wybór nie łatwy, a rynek mały i śladowe ilości ofert. Zwłaszcza jak się nie chce palić w piecu na wungiel, czy smażyć pod dachem na 4 pietrze. Znów więc bierzemy pod uwagę wynajem, tym razem jednak z założenia krótkoterminowy. No trudno, najwyżej będą 2 przeprowadzki :)
basiaaak
13 listopada 2017, 10:01Współczuję bo wiem ile zainwestowałaś w to mieszkanie. Pieniędzy ale przede wszystkim pracy i serca. Trzymam kciuki za znalezienie czegoś nowego w rozsądnej cenie. Myślałam, że Twój Luby w końcu się ogarnął i ma coś na stałe, a tu znowu czytam, że "dorywczo", bez umowy :( Nie chciała bym być w związku "głową". Zdecydowanie wolę być "szyją". Kurcze... facet powinien mieć jaja i zadbać o Waszą przyszłość już dawno. Rozumiem, że może być ciężko z pracą ale wtedy podejmuje się decyzję o pracy w innym mieście / kraju. Tak mu jest chyba po prostu wygodnie... Bo wie, że Ty zawsze wszystko ogarniesz. Zarobisz, zaoszczędzisz, zrobisz remont itp... Przy Tobie nie zginie. Od lat powinniście mieć już własne mieszkanie, a nie wynajmowane :( Przepraszam, że tak szczerze napisałam ale nóż mi się w kieszeni otworzył :(
myfonia
13 listopada 2017, 11:22Hej, hej Kochana! Dziękuje za komentarz, ale chyba muszę trochę sprostować mój wpis, bo nie miało zabrzmieć tak smętnie. Widzę w tym szanse na zmiany, na POZYTYWNE zmiany! Co do mieszkania, to owszem, dbałam o nie, na szczęście większość mojego wkładu zabiorę ze sobą :) Było nam trochę smutno (kawał wspólnego życia razem), ale zaczęliśmy patrzeć z nadzieją, ja przynajmniej, bo jakie mam inne wyjście...? Co do lubego... to nie do końca tak - bo akurat zarówno mieszkanie w którym mieszkamy, jak i opłaty, remonty itd ogarnia on :) Na niego są umowy, ona to wszystko załatwia itd. Ja się dokładam, wiadomo, czasem więcej jak jest taka potrzeba, sama remontowałam estetyczne drobiazgi, ale on się zajmuje całokształtem. Podobnie oszczędzanie... on, bez stałej pracy odłożył, ja ciągle miałam ważniejsze wydatki... Tak więc, chowaj nożyk, bo rzeczywistość jest jak to zwykle bardziej złożona i jednak trochę inna niż sugerują to pozory. Nie zmienia to faktu, ze brak stałej roboty to kamień na serduchu... Plan więc jest taki, że teraz ja się uczę robić to czego za chiny nie potrafię - odkładam, a on walczy o stalą umowę. Proszę więc o kciuki i wiarę w pozytywne zmiany :)