Muszę się pochwalić że całkiem nieźle mi idzie. Rano nie chciało mi się jeść, ale zgodnie z zasadą, że śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia zmusiłam sie do zjedzenia - zamiast przygotowanych zawijasów, kawałek pasztetu z soczewicy, który własnoręcznie wczoraj upiekłam i wzięłam kawałek do pracy na spróbowanie. Wieczorem mnie nawet nie kusiło, mimo, że był taki cieplutki i pachnący :) Reszta dnia zgodnie z wczorajszym planem. Wieczorem trochę mnie ssało, ale poradziłam sobie zdrowymi rzeczami. Teraz na przykład piję ciepłe mleczko z siemieniem.
Na jutro przygotowane:
śniadanie - tradycyjnie zawijasy z sałaty, wędliny, sera ogórka i papryki + jajko
II śniadanie - kawałek pasztetu z soczewicy - polecam - pyszny i samo zdrowe białko
obiad - sałatka z tuńczyka, jajka, selera naciowego, fasoli czerwonej, cebulki i ogórka kiszonego
kolacja - jak zwykle resztki :)
Oby tak dalej, chociaż dzisiaj mimo że nie byłam głodna chodziły za mną myśli że nie warto się starać.. Myślałam cały czas o pysznym chlebku, który jest moją słabością i przyczyną moich kilogramów :( Ale odgoniłam te myśli czym prędzej i postanowiłam że tym razem osiągnę cel. Tym bardziej że nie jestem głodna bo jem solidne porcje, a zachcianki na chlebek to tylko wymysł mózgu :)))
Zaczęłam też wizualizacje nowej siebie - pomaga.
Polecam wszystkim dietę south beach :))