Zdecydowałam się.
Ostatnia próba poradzenia sobie z moim problemem bez udziału specjalisty. Chociaż doskonale zdaję sobie już teraz sprawę na co choruję. A choruję od 5 lat...
Zaczęło się niewinnie.
Jedzenie przed telewizorem, po szkole... zaczęłam nieświadomie utrwalać schemat, że jedyną formą relaksu staje się właśnie jedzenie. Oczywiście rano nie było mowy o śniadaniu. Cały dzień w biegu, zatem niewiele przekąsiłam i powrót do domu. Wtedy trzeba odpocząć i zjeść... i niby wszystko ok. przecież wiele ludzi w dzisiejszych czasach prowadzi taki tryb życia. Jedzenie przed telewizorem, jedzenie w kinie (o zgrozo), jedzenie przy nauce, przed komputerem...dla mnie to był początek końca...
Aby przedłużyć błogi stan jakie dawało uczucie jedzenia należało... jeść więcej.
Z czasem pojawiły się wyrzuty sumienia i obietnice poprawy. I tak jest (nie, nie! właśnie dlatego tu jestem) BYŁO do dnia dzisiejszego. Wczoraj wieczorem... to uczucie nienawiści i obrzydzenia...
Wiem, wiem...to kolejne zachowanie kompensacyjne. Ale dla mnie ma to ogromne znaczenie. Nikomu do tej pory nie wspominałam o moim problemie... 5 lat samotnych zmagań. Jeżeli nie poradzę sobie w ten sposób to udam się na leczenie. Jestem zmęczona.
Chcę odzyskać swoje życie i dawną kontrolę nad nim.
Taka deklaracja zobowiązuje.