Witajcie,
No i jestem znowu po 5 latach. Co się stało w tym czasie? No pokrótce... Przeprowadziłam się z Włoch do Polski, postarałam się o kolejnego dzidziusia, od powrotu, czyli od września 2008 pracowałam w moim zawodzie czyli jako nauczycielka angielskiego do sierpnia 2013 w 5 szkołach tylko i wyłącznie na zastępstwo. A od września 2013 jestem praktycznie bezrobotna. W tym całym czasie zamieniłam się znowu w wieloryba klasy XXXXL, a 2013 rok pożegnałam prawie z depresją. Mówiąc o wielorybie, wierzcie mi, wiem , co mówię. Moja postawa wywoływała u mnie lęk przed stanięciem na wadze. Po rozmowie z psychologiem zorientowałam się, że przyczyną moich głównych problemów jest rzeczywiście otyłość. I tak 23 stycznia 2014 roku postanowiłam się zważyć. I co??? SZOK!!!!! Waga wskazała 96kg. Oniemiałam. Stanęłam jeszcze raz. To samo. Pomyślałam, że niedużo mi brakuje do setki:((( I odstawiłam słodycze zostawiając sobie tylko jedną princessę w ramach nagrody. Jak to zobaczył mój mąż, zaczął wrzeszczeć, że znowu jem słodycze. Wrzeszczał, bo nie znał prawdy, że przed owym 23 stycznia były 3 princessy, czekolada, malagi, kasztanki itp,itd.....DZIENNIE! Całe szczęście, że jestem w miarę zdeterminowana, to nie poległam wtedy. I tak waga 1 lutego wskazała 94kg. Potem poszłam na mój ukochany fitness 3x w tygodniu. Po 2 tygodniach 90 kg. W zeszły wtorek wróciłam do domu i w sobotę 88 kg. Jedyne czego jeszcze potrzebuję to wsparcie, ale nie wierzę, że wrócę do figury z tego zdjęcia w czerwonej koszulce.......