Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 743
Komentarzy: 12
Założony: 31 stycznia 2009
Ostatni wpis: 3 lutego 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
myszkof

kobieta, 64 lat, Warszawa

176 cm, 110.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 lutego 2016 , Komentarze (6)

5kg za mną. W 3 tygodnie, tak że chyba za szybko, ale odbija się na chwilowych wzrostach, to może nie tak źle ;) No i zbliża się to, co tutaj jest nazywane "@". W dodatku ma się zacząć w dzień ważenia... smutecek.

Jednak centymetry swoje pokazują. Sukcesywnie powolutku znikają i to najważniejsze, czyż nie? :D

Przestałam się super ściśle trzymać diety. Zwyczajnie czasami nie ma czasu, albo warunków, albo ochoty. Ale o dziwo po tak krótkim czasie wiem, na co mogę sobie pozwolić i jest ok. Nie odbija się ani na mojej energii ani na wadze.

Dokonałam dzisiaj odkrycia, dlaczego mi wychodzi. Od dłuższego czasu moje jedzenie było oparte głównie o wygodę, a nie zachcianki. Te się pojawiały głównie z powodu nie jedzenia. Np. pizza o 21 :D A wygoda? Obiad to najlepiej na stołówce, a w domu coś ze słoika. Dlatego teraz wychodzi i to bezboleśnie. Bo od dawna nie mam tak, jak kiedyś, że "lubię jeść". A to, co jem teraz jest o wiele smaczniejsze i przyjemniejsze niż przez ostatni dłuższy czas. Nie jestem głodna nawet przez chwilę, więc i na pizzę o 21 mnie nie napada wilczy apetyt. A jak czytam dziewczyny tutaj to chyba moim największym błogosławieństwem jest to, że naprawdę nie lubię słodkiego. Cieszę się wręcz, że wreszcie nie mam w przepisach tyle owoców. Max, na co mogłam mieć ochotę to murzynek - jedyne ciasto, które naprawdę lubię. Prawie jak chleb, tylko czekoladowy. A i to tylko jak matka specjalnie dla mnie na święta zrobiła, żebym jakiegoś ciasta zjadła. Tak, że - tajemnica rozwiązana. Te wnioski dają ogromnie duże szanse na to, że to już nie tylko odchudzanie, a serio trwała zmiana :D Zobaczymy za jakiś czas, ale jestem naprawdę dobrej myśli.

27 stycznia 2016 , Komentarze (3)

Poczytałam trochę dziewczyn na forum i postanowiłam z planu dietetyka odjąć ok 300 kcal na kilka dni. No i ruszyło. Teraz będę zwiększać już powolutku po 50 kcal dziennie. Zobaczymy :) No i wróciłam już do 4 posiłków. O niebo mi lepiej.

Zachwycona jestem obserwowaniem, jak z treningu na trening coraz mniej trudności sprawiają mi poszczególne ćwiczenia :) Jednak systematyczność jest niezbędna :D No i zdecydowanie bardziej mi się chce, jak mam ten rowerek i wiem, że nie będę musiała biec. Cudo.

A w weekend na Mazury do mojego mężczyzny :D Tam niestety będę musiała biegać, rowerka ze sobą nie zabiorę :/ Ale co tam :) Będę miała trochę ruchu alternatywnego przez cały weekend :D

Motywacja poziom 100% nadal. Smutno mi tylko patrzeć, jak niektórym ona ucieka :( Część dziewczyn z grupy jakby powoli odpada. Trzymam za Was kciuki - mam nadzieję, że zbierze się w Was podobny poziom motywacji :) I wróci Wam siła.

PS. Postanowiłam, że w nagrodę za pierwsze 10 (no, 12, zgodnie z moim planem) kilogramów zrobię sobie pizzę :D Oczywiście na pełnoziarnistej mące, lekkim sosie i z jakimś alternatywnym lekkim serem, ale jednak! To jedyne, za czym NAPRAWDĘ tęsknię.

25 stycznia 2016 , Komentarze (3)

Zaczęłam dietę prawie dwa tygodnie temu. Z furą motywacji. I to takiej z dnia na dzień. Z dnia na dzień wykupiłam, z dnia na dzień zaczęłam. Niestety... Mimo początkowych spadków (trzymałam się bardzo ściśle diety), obecnie jakoś tak niemrawo stoi w miejscu. A to spadnie, a to wzrośnie, jakby się nie mogła zdecydować czego chce. I w tym miejscu najbardziej zadziwiające jest to, że ani o gram nie ubyło mi motywacji. No dobra... Trochę mniej chce mi się to całe jedzenie przygotowywać, ale składam to na kark głupiej decyzji o przejściu z 4 na 5 posiłków. To było naprawdę głupie i wracam do 4 - tak było idealnie. Na każdy miałam ochotę, ale nie byłam głodna. A teraz to tak trochę wmuszam w siebie i nie wszystko zjadam. Trzymam się natomiast sztywno śniadania (ja... tak! ja się trzymam jedzenia śniadania... niewiarygodne) oraz niejedzenia już niż na te 3 godziny przed spaniem. No i stałych w miarę odstępów. Trochę oszukuję, bo czasem zamieniam kolejność posiłków. No ale bilans się zgadza, co tam. Czasem tylko zjadam mniej, bo naprawdę - mam dni, że mi się tych 2,000 kalorii nie chce w siebie wpychać. Nie wiem, jak to jest wyliczone. Fakt - energię mam, czuję się lepiej niż kiedykolwiek. Ale czasami to po prostu dla mnie zbyt dużo. Trudno.

W moim wypadku najbardziej zadziwiające jest to, że ćwiczę. No, nie zawsze, ale staram się. Dzisiaj mi rodziciele przywieźli swój rowerek stacjonarny. I jestem przeszczęśliwa (tak... ja... nie wiem co się dzieje).

I oby się ta motywacja i te wszystkie zmiany (które swoją drogą dość masowo na mnie spływają) się trzymały to i żadne stanie wagi w miejscu mnie nie powstrzyma. Bo ruszy. Jak nie w tym tygodniu to w następnym. To pewne :)