Po wzorowym śniadaniu: kawa z mlekiem i cukrem; na obiad pyszne pełnoziarniste penne z szynką, sosem pomidorowym z warzywami i odrobiną sera żółtego; a potem... Mała miseczka chrupek orzechowych - ale tylko miseczka, wymierzona, łapka do paczki nie sięgała ni nic. Te chrupki czekały już kilka tygodni na swoją porę w szufladzie, ale następnych nie kupuję, ani innych grzeszków, słowo. I tak jestem dumna ze swojego opanowania - swoją drogą przez te kilka dni diety, wydawały mi się wyjątkowo tłuste, słone i wcale nie takie atrakcyjne, jakbym to sobie wyobrażała - i dobrze!
Ćwiczeń dziś brak, mam migrenę i czuję się usprawiedliwiona.
Dobrej nocy!
happines_live
5 maja 2014, 12:14Gratuluję samozaparcia :) Taki grzeszek to nie grzeszek, możesz to potratować jako nagrodę za wytrwałość :)
madzialkas
5 maja 2014, 10:06Można przymknąć oko na ten mały grzeszek, nie można sobie wszystkiego odmawiać. ;) Poza tym brawo, że innych grzeszków brak.
angelisia69
5 maja 2014, 04:54mniam chrupki orzechowe kiedys wrecz ubostwialam,ale fakt maja tlusty posmak