Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 267... bieganie?!


Nienawidzę biegać, czyżby?!
Moja niechęć do biegania zrodziła się w podstawówce. Do dziś pamiętam jak traumatycznie przeżywałam zajęcia z WF, na których trzeba było biec na 600 m. Nienawidziłam tego obowiązku z całego serca. Później nie wydarzyło się nic coby to moje zdanie zmieniło.
Aż tu nagle jakiś miesiąc temu zaświtała mi nagle w głowie myśl kompletnie szalona "A może by tak spróbować?".
Zachęciły mnie oczywiście rezultaty moich znajomych w temacie biegania i odchudzania, ale nie tylko. Otóż mój mąż biega już od przeszło 10 lat i bardzo to sobie chwali, choć on akurat nigdy odchudzać się nie musiał i biega jedynie dla zdrowia i przyjemności. Pomyślałam sobie, że strasznie by było fajnie zrobić mu kiedyś niespodziankę i zaproponować wspólne bieganie. Myślę, że byłby w totalnym szoku, bo zna moją niechęć do tejże aktywności. 
No i wyobraźcie sobie, że dziś zrobiłam pierwszy krok. 
Od wakacji wdrożyłam plan codziennych porannych marszów z kijami. W miniony weekend w ramach "Biegnij Warszawo" wzięłam udział w 5 km marszu "Maszeruję - kibicuję" kibicując oczywiście mojemu małżonkowi.
Dziś rano kije zostawiłam w domu, przywdziałam buty do biegania, w słuchawkach puściłam sobie "The Cranberries", co zawsze nastraja mnie bardzo pozytywnie i ruszyłam. Zaczynam, oczywiście od marszo-biegów a raczej marszo-truchtów, ale tylko w taki sposób jestem w stanie podejść do tematu, zważywszy, że moje ostatnie bieganie miało miejsce w licemu a, jak łatwo się domyślić, było to ładnych parę lat temu ;)
Tak, więc zrobiłam sobie przeplatankę: 500 m marszu i 600 m truchtu i tak 4 razy, co dało mi sumie 2 km marszu i 2,4 km truchtu.
Nie wyobrażacie sobie nawet jaka jestem z siebie mega dumna.
Oczywiście droga przede mną jeszcze bardzo daleka. Nie wiem kiedy będę w stanie przebiec jednym ciągiem 5 km - a taki właśnie cel sobie zakładam. Na portalu bieganie.pl wyczytałam, że dla zdrowia w zupełności wystarczy 5 km 5 razy w tygodniu. Może kiedyś do tego dojdę, zobaczymy?
Aha, no i na razie, czyli do czasu osiągnięcia zamierzonych efektów jest to moja tajemnica, której (poza Wami) nie mam zamiaru zdradzać ani małżonkowi ani pozostałym członkom mojej rodziny ani znajomym.  
Trzymajcie kciuki! :)
  • ibiza1984

    ibiza1984

    9 października 2013, 23:43

    No to Ci powiem, że jestem pod ogromnym wrażeniem. A skoro mnie zaskoczyłaś tak pozytywnie to mogę sobie tylko wyobrazić jak bardzo zaskoczysz męża :) Trzymam za Ciebie kciuki i za to, żebyś nie odpuściła, a te 5 km przebiegniesz w mig i nawet nie będziesz wiedziała kiedy. Powodzenia!