Cześć Kochani !
Macie tak czasami, że zastanawiacie się kim jesteście? Do czego dążycie w swoim życiu ? Stawiacie sobie cele ? Jak Wam idzie z ich realizacją ?
Ja niestety, mimo osiągniecia dorosłości , często nie wiem kim dokładnie jestem. Raz na smutne wydarzenia w moim życiu reaguję , tak jak pewnie większość , płaczem , ale już innym razem wybucham gromkim śmiechem. Raz jestem osobą w pełni zmotywowaną i wręcz motywującą innych a innym razem dziewczynką nie widząca sensu życia w tym jakże dziwnym, i nieraz niezle popie... świecie. Raz tworzę listę celów i przez długi okres czasu realizuję ją, tylko po to, żeby pod wpływem emocji , w jeden gorszy dzień po prostu podrzeć ją na malutkie kawałki . I zacząć od nowa.
No cóż... Czasami wydaje mi się, że jest ze mną coś nie tak skoro mam tak wiele twarzy i skrajnych , nie do skontrolowania emocji. Przecież większość osób jest jakaś, jest albo optymistą albo pesymistą, albo osobą pracowitą albo cholernym leniem, albo osobą towarzyską albo domatorem. A ja ? Ja sama nie wiem. I nie chodzi mi tutaj o to, że w jeden dzień mamy ochotę wyjść z domu a w innym posiedzieć z książką. Chodzi mi o to, że każdy przynależy do jakieś grupy osób. A ja przynależę wszędzie, albo.. nigdzie.
No cóż.. mam nadzieję, że kiedyś odkryję to swoje " ja " i będę pewna ścieżki którą będę podążać. Że stworzę swoje zasady i będę je stosować.
Na obecną chwilę podejmuję walkę. Od września w moim życiu zaszły pewne zmiany i jedna z nich dopiero teraz cholernie mocno zaczęla mi ciążyć. Otóż mianowicie od września moje ciało uległo zmianie. I nie tej dobrej. Mam dobre 10 kg +. Czynników jest kilka a jednym z nich jest zdiagnozowana dokładnie 3 tygodnie temu niedoczynność tarczycy . ( cześć Kochana Niedoczynność ! miło mi było Cie poznać ale teraz już kurde wypierdzielaj bo mam dość !!!!) .
Nigdy nie byłam jakoś szczególnie szczupła. Zawsze musiałam się pilnować , tyłam, chudłam w zależności od pory roku i samopoczucia. Będę szczera. Ale teraz .. Czuję się jak słoń. I ten słonik jest przerażony , bo tutaj nie chodzi tylko o wymianę szafy na 2 rozmiary wieksze ubrania, czy zblizające się lato i perspektywę spędzenia go pod kocem. Chodzi o to, że uczę się walczyć , a raczej radzić sobie z tą chorobą i po prostu boję się, że ona wygra. ( już wygrywa conajmniej 5:0 mając na uwadzę moją wagę, kondycję skóry, włosów, nastroju i cholernej senności ktora ostatnio mnie nie opuszcza ani na chwilę) . No ale ... Przyjmuję to na klatę. I będę walczyć ! Jest jakaś duszyczka doświadczona ,która udzieli mi pomocy ? :) Będę cholernie wdzięczna za każdą poradę jak sobie radzić z tą jakże dziwną chorobą.
Plan jest prosty. Skupiam się na zdrowym, racjonalnym odżywianiu i zwiększonej aktywności. Dieta "niejedznictylkopijwodę" nie jest dla mnie , bo ja chcę być zdrowa i silna pod każdym względem, zarówno fizycznym jak i psychicznym. Wiem, że do lata mogę się nie wyrobić i jednak chować się pod kocem, ale jednak gorąco wierzę w to, że " if I can dream it, I can do it " :)
Wy także !
Bierzemy się do roboty ! Jemy zdrowo, ruszamy się dużo i spełniamy swoje marzenia , bo żyjemy tylko raz :)
Buziaki i do napisania
A.
- Wiesz, że ja jutro wyjeżdżam ? O 11 mam pociąg..
- Wiem - odpowiedział poważnie i delikatnie się uśmiechnął . Czuła się zdezorientowana. Przecież mu zależy, przecież nie chce żeby wyjeżdzała, dlaczego jej tego nie powie, dlaczego jej nie przytuli , dlaczego ... W jej głowie zrobił się mętlik.
- Ok, więc do zobaczenia - powiedziała stanowczo, powoli i delikatnie i go przytuliła. Czuła się tak dobrze w jego ramionach, że nie chciała tego przerywać mimo, że głos w jej głowie wyraznie podpowiadał, że jeżeli to ma być zwykły przyjacielski uścisk to już wystarczy. Że przekracza granicę, którą sama sobie wytyczyła.
- Do zobaczenia - odpowiedział. Odeszła nie oglądając się za siebie, bo wiedziała, że w jej oczach lśnią łzy. " Co do cholery się ze mną dzieje ?" - wyszeptała sama do siebie stojąc przed drzwiami do swojego mieszkania. " Przecież go nie chcę, chcę stąd uciec, żyć w Londynie , nie martwić się o nic , żyć w dostatku... Wzięła szybki prysznic wmawiając sobie , że to na prawdę dobra decyzja. Resztę dnia spędziła pakując rzeczy do pudeł , które w weekend mieli zabrać jej rodzice. Wieczorem wpadły dziewczyny z butelka Martini a jej słowa " nie mogę, nie mogę " odebrały ogromnym wybuchem śmiechu. Tak, zdecydowanie będzie jej tego brakować. Piły w kuchni , w szklankach , po studencku wspominając cały rok spędzony w typowym studenckim mieście i śmiejąc się w niebogłosy z każdej głupiej sytuacji, która wydarzyła się w tym niedługim okresie wspólnego bycia w jednym mieście. Była szczęśliwa, że ma je wszystkie obok. Tak, zdecydowanie to był dzień o którym w jakiś tam sposob marzyła przed wyjazdem. Ale kiedy butelka Martini zrobiła się pusta , tak jak to z reguły bywa zaczęła czuć sercem . I była pewna jednego. Że brakuje jeszcze jednej osoby , ktora była częścią jej swiata od przyjazdu do Krakowa. Do łóżka położyła się grubo po północy dlatego budzik upierdliwie dzwoniący o 8 rano nie robił na niej wrażenia. Przeciągała moment wstania z łóżka aż do pojawienia się w drzwiach Pauliny , która przyniosła jej śniadanie
- wow, wow, co się stało ?! Przecież Ty nigdy tego nie robisz ! - wykrzyknęła z uśmiechem
- po prostu.. kurde.. Będzie Cię brakować. Jesteś jedyną tak pierdolniętą pozytywnie wariatką w tym mieszkaniu . Nie jedz.
- Wrócę. A wtedy będę oczekiwać sniadań do łożka codziennie ! Nawet nie wiesz w co się wpakowałaś ! - krzyknęła probując ukryć drganie głosu. Nie była jakoś szczególnie wrażliwa. Nie płakała kiedy oglądała smutne filmy , czy widząc chorego zwierzaka tak jak większość jej koleżanek. Reagowała tylko na nieliczne wydarzenia w jej życiu , które były na prawdę ważne dla niej.
- niedoczekanie - odpowiedziała Paulina szeroko się uśmiechając. Obie miały lsniące oczy ale obie nie pozwoliły sobie na upuszczenie nawet kropli łzy . Obie też wiedziały , że to wrócę nie jest pewne. Że teraz najpewniejszy jest jutrzejszy lot a co będzie dalej w ich życiu stawało pod wielkim znakiem zapytania.
K zjadła śniadanie ubrała zwykłe, ciemne jeansy , biały top , czarną ramoneskę i jej stare, bo jedne z pierwszych, czarne conversy. Wyściskała dziewczyny i wyszła z mieszkania.Obiecała sobie wczoraj kładąc sie do łóżka, że nie będzie się odwracać i nie pozwoli sobie na żadne sentymenty. Jednak obietnice, szczegolnie te składane w nocy , mają to do siebie, że cieżko je dotrzymać a już na pewno, kiedy są składane wbrew woli serca. Kiedy zeszła na dół klatki ciągle potykając się o torbę i własne nogi przed drzwiami wejściowymi do bloku zobaczyła osobę, na której widok jej serce delikatnie przyśpieszyło bicie.
- Krystian ? Cześć,co Ty tutaj robisz ??
- Pomyślałem, że pomogę Ci torbą i zawiozę Cię na stację, żebyś nie musiała się męczyć
Delikatnie się uśmiechnęła. Nie chciała tego. I on powinien o tym wiedzieć. Nie chciała tej całej szopki żegnania się przy wszystkich ludziach na stacji. Nie chciała czuć się jak bohaterka komedii romantycznej, kiedy sceny pożegnania na lotniskach czy stacjach są dla bohaterów zawsze najtrudniejsze . Nie chciała , a on powinien to wiedzieć.
Wiedział.
- Wiem , że tego nie chcesz. Wiem. Szczerze mówiąc ja też nie. Od h krązyłem wokół bloku zastanawiając się czy tu być. Zadecydowałem, że cholernie bym żalował gdybym Cię nie zobaczył, gdybym Ci nie powiedział...
Jego wypowiedzieć była zbyt chaotyczna. Nawet na niego. Ubrany był w zwykłe jeansy i w koszulę w kratkę. Prezentował się na tyle seksownie, że nawet starsza sąsiadka wchodząca do bloku odwróciła głowę w jego stronę.
-Chcę , żebyś wiedziała, że ja zaczekam. Że jesteś dla mnie cholernie ważna, że szanuję Twoją decyzję, mimo, że cholernie nie chcę zebyś wyjeżdzała .Że od dłuższego czasu nie porafię o Tobie nie myśleć. Że kiedy dostajesz ode mnie sms rano w stylu : " wstawaj leniu, bo się nie wyrobisz " to jest mój sms zaraz po przebudzeniu , a kiedy wieczorem biegamy wracając do domu siedzę w mojej przepoconej koszulce bo czuję na niej Twój zapach kiedy przytulasz mnie na pożegnanie. Chcę, żebyś to wiedziała. Żebyś była pewna. Dlatego...
Po tych słowach wyciągnął pierścionek. Piękny , złoty , delikatny , subtelny i całkowicie w jej stylu pierścionek. Jej myśli przeraziły ją . Chciała go mieć na swoim palcu , chciała żeby to było on. Jeden, jedyny, pierwszy i ostatni.
- Nie musisz mówić nic. Żadnego tak, nie, żadnych deklaracji . Możesz wrócić i możemy być dalej kumplami , jeśli kogoś pokochasz. Ja tylko chcę żebyś wiedziała , że ja jestem pewny. Że Cię kocham. Że będę czekał.
- Mogę ? - zapytał zbliżając pierścionek do jej dłoni.
- Krystian.. Ja... Ja nie mogę... Ja nie wiem.. Ja... Ja obiecałam sobie, że tylko jeden jedyny raz przyjmę pierścionek od faceta , który w przyszłości będzie moim mężem. Mamy 23 lata ... Nie mogę tego zrobić...
- Ok- wyszeptał.
Nigdy nie chciała widzieć jego oczu kiedy jest zraniony. Nienawidziła każdego z całego serca kto robił mu przykrość. Teraz zraniła go sama. I stojąc tak blisko siebie nie mogła nie patrzeć mu w oczy.
- Przywiąż go tutaj.. - wyszeptała zdejmując z szyi łancuszek na którym wisiał malutki krzyżyk . Będę go mieć ze sobą codziennie.
Kiedy to zrobił nie pocałował jej, nie przytulił , wziął torbę i wsiedli do samochodu . W drodze na stacje nie odzywali się nic. Nawet po ich spontanicznym jednorazowym pocałunku około miesiąca temu nie czuli się tak jak teraz. Obydwoje nie chcieli zburzyć tej magii którą poczuli w tamtym momencie. Kiedy dojechali na stacje pociąg właśnie był zapowiadany . Kiedy wchodzili na peron wjeżdzał już na tor. Nie mieli czasu na rozmowę i obydwoje poniekąd odczuli ulgę widząc pociąg.
-Dziękuję - powiedziała zabierając od niego torbę. Poradzę sobie już dalej. Wiedziała, że nie może pozwolić sobie na łzy. Dlatego przytuliła go do siebie a on mocno odwzajemnił uścisk. Bedąc szczera sama ze sobą musiałaby przyznać , że w tamtym momencie nie chciała tylko czuć uścisku jego ciała , tylko jego usta na swoich. Nie chciała wyjeżdżać tylko zostać. Ale nie zrobiła tego. Odeszła nie oglądając się za siebie , nie wyglądając za szybę usiadła na swoim miejscu a po jej policzkach spłynęły łzy.
-Bilety do kontroli, poproszę - usłyszała nad sobą. Podając go probowała nie patrzeć w stronę mężczyzny , który wyciągnął po bilet rękę, jednak on zauważył.
- wszystko ok ? - zapytał
- ok. Dziękuję - odpowiedziala.
A kiedy odszedł sama do siebie wyszeptała :musi być ok. Rozpoczynam nowy etap w życiu. Muszę być szczęsliwa.
sylwiachac
30 marca 2015, 08:38Kochanie ta choroba nigdy nie wygrywa. Owszem. Bedziesz juz musiala przyjmowac hormony do konca zycia, ale mozesz tez zyc normalnie! A jak bedziesz sie trzymac dietki swojej, cwiczyc i trosxke schudniesz, zapotrzebowanie na sztuczny hormon maleje bo nas. Naturalny wzrasta !!!:-D glowa do gory. Sama z tym nie jestes !!!! Jestem z Toba