...chodzi o niekontrolowane napady głodu i obżarstwo-i tu nie chodzi o wszystkie"walczące" lecz o odsetek osób które pomimo postanowień i jakichś tam osiągnięć nagle popadają w tarapaty i zażerają stres-tak jak było ze mną przez 2 dni(niedziela i poniedziałek) rzuciłam się na żarcie bez opamiętania,a najgorsze,że nie sprawiło mi to żadnej przyjemności, po prostu jadłam dla samego jedzenia i wstyd się przyznać,że nie odczuwałam żadnego głodu a się faszerowałam jak kaczka-tak dla zasady!!!wczoraj już grzecznie,dzisiaj też-więc na cholerę mi były te dwa dni zerwania diety i pokazania sobie jaka jestem słaba-to cholerstwo działa jak nałóg-siedzi w głowie bo nie czułam jakiegoś wielkiego głodu by ulec chwili,lecz coś mnie napędzało i "mówiło"-zjedz,a poczujesz się dobrze,ten jeden jedyny raz...i tak futrowałam się przez dwa dni...Cieszyć się nie ma z czego!Do tego orbitek mi się popsuł,ciężko będzie bez niego a o kupnie nowego sprzętu nie ma co marzyć...pożyjemy zobaczymy!
katy-waity
28 stycznia 2015, 14:51to sie nazywa zaburzenia zywienia..
niezlaBabeczka
28 stycznia 2015, 15:16Tak zostałam zdiagnozowana i łatwiej mi było kiedyś siebie zrozumieć,teraz nie mam już do siebie cierpliwości i wyrozumiałości na takie postępowanie!
marta6054
28 stycznia 2015, 14:06Ja wiem - za dużo myślimy, jesteśmy jako gatunek słabi (psychicznie). Chyba chylimy się ku upadkowi
niezlaBabeczka
28 stycznia 2015, 15:17ech,gdyby tak wyłączyć" myślenie"...czy było by łatwiej?