Cześć Laseczki :)
Dzień po dniu, posiłek za posiłkiem, trzymam się planu i dobrze mi z tym :)
Nadal opisuję siebie jako jedzenioholiczkę. Link do książki "Dlaczego chcesz być gruba" Doroty Saneckiej znajduje się w poprzednich notkach :)
----------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 9. System iluzji i zaprzeczeń.
Czułam się gruba, a mimo to moje zaprzeczenia pozwalały mi się objadać.
"Nie jestem aż taka gruba, na ulicach widuję wiele grubszych dziewczyn".
"Nie widać po mnie, że jestem gruba, bo dobrze maskuję się ubraniami".
"Narzeczony kocha mnie w 120%, podoba mu się każdy centymetr mojego ciała, nie muszę się zmieniać. Może nie jestem atrakcyjna dla wszystkich facetów, ale przecież zdarza mi się, że jestem podrywana".
"Nie pójdę na długi spacer, lepiej podjechać autobusem, bo mam niewygodne buty".
"Jestem gruba, ale mam ładną twarz, więc mogę się wydawać ładna".
"Po co mam się męczyć na diecie i ćwiczeniach, skoro i tak dużo nie schudnę, a będę się katować i mieć zły humor".
"Mam rodzinę, ukochanego, wielu znajomych, dobrze radzę sobie na uczelni. Ludzie mają gorsze problemy, więc nie ma co robić afery z mojej nadwagi".
Wiele tłumaczeń, prawda? Wszystko po to, aby żyć w iluzji, że przecież objadanie się nie jest problemem, że przecież mogę sobie pozwolić na nieograniczone jedzenie.
Rozdział 10. Uczucia.
Jestem zła, bo nie poszło mi kolokwium - ale wolałam zrobić sobie ucztę zamiast zacząć się uczyć na poprawkę.
Jestem zdenerwowana, bo pokłóciłam się z rodzicami - ale wolałam jeść, zamiast porozmawiać, przeprosić, wyjaśnić sytuację.
Smutno mi, bo nie mieszczę się w żadne fajne ciuchy - wolałam zajeść smutki i poszukać ubrań w duuużych rozmiarach w innych sklepach.
Nasze uczucia są zupełnie naturalne. To, jak na nie zareagujemy - rozwiązaniem problemu czy objadaniem się - zależy tylko od naszej decyzji.
Rozdział 11. Dzienniczek uczuć.
Wczorajsze emocje:
Poczułam porażkę, bo nie chciało mi się wczoraj ćwiczyć.
Poczułam irytację, bo narzeczony chciał wybierać zespoły na wesele, a ja miałam ochotę tylko leżeć i przelenić cały wieczór.
Poczułam niepokój, bo mama smażyła grzyby i wiedziałam, że będzie mi ciężko sobie odmówić.
Rozdział 12. Wstyd i poczucie winy.
Wstydzę się tego, że mam taki problem z jedzeniem. Przyjaciółki mogą pójść na stołówkę, do restauracji, i nie mają takich wątpliwości, jak ja: "Czy nie za szybko jem? Przecież ja już kończę, a one mają jeszcze pełne talerze". "Wcale się nie najadłam, a one mówią, że są pełne".
Wstydziłam się, kiedy w chwili napadu szłam do biedry i kupowałam słydcze, chipsy, deserki, frytki... Co pomyślą sobie o mnie ludzie w kolejce? Co pomyśli sprzedawczyni? Widać po mnie, że opycham się bez umiaru?
Wstydziłam się, że zjadłam pół chleba, który miał być przecież dla całej rodziny. Układałam pieczywo w chlebaku tak, żeby wyglądało, że jest go więcej.
Wstydziłam się, kiedy ja objadałam się w swoim pokoju, a ktoś pukał, chciał wejść. Chowałam jedzenie po szafkach.
Wstydziłam się tego, że nie radzę sobie z jedzeniem - czynnością naturalną dla reszty ludzi, a ja przeżywałam, potrafiłam płakać, nienawidziłam siebie.
Rozdział 13. Moje tajemnice.
Gdy wyjechałam z rodzicami i siostrą nad morze, ograniczałam się, a po każdym posiłku udawałam, że nie jestem już głodna, że jestem najedzona, chociaż tak nie było. Gdy raz puściły mi nerwy i zamówiłam gofra z wszystkimi dodatkami, mama powiedziała: "Ohoho, nasza Kamilka taka już jest. Zwykle się trzyma, ale jak sobie na coś pozwoli, to już do oporu". Bardzo mnie to bolało, bo wtedy przez kilka dni naprawdę dobrze się odżywiałam.
Nikt nie wiedział, ile naprawdę jadłam. Potrafiłam przejeść 100 zł jednego dnia.
Na zakupy ubraniowe chodzę sama. Nigdy nie pokazałabym się przyjaciółce w czymś, co jest za małe, nie dopina się itd.
Przy ludziach "gram" normalną, częstuję się symbolicznie, nie mówię o tym, że jestem jeszcze głodna. Boję się jeść przy innych - udaję wtedy wesołą, by maskować poczucie winy, że się objadam, albo milczę, aby nawet nie zwracać na siebie uwagi. Tragiczny moment - kiedy kolega przywiózł mi obiad do pracy, siedział koło mnie i rozmawialiśmy - a ja z trudem brałam każdy kolejny kęs. Nienawidzę jeść przy ludziach.
W dzień jadłam normalnie, albo nawet sobie czegoś odmawiałam - szłam na nocne obżarstwo, gdy rodzice poszli już spać. Kiedy ktoś się przebudził i przychodził do kuchni - było mi wstyd, że się opycham, tym bardziej, że komentowali moje jedzenie i moje tycie.
O swoich dietach nigdy nie mówiłam rodzinie czy znajomym - w razie porażki nie chciałam, aby mnie pocieszali albo patrzyli na mnie z politowaniem. Kiedy zaczęłam swój wielki odwyk, ponad 100 dni temu, też nie powiedziałam przyjaciółkom. Nie umieszczam swoich nowych zdjęć na fejsie. Chcę, żeby znajomi sami zauważyli we mnie różnicę w październiku.
Tylko mój narzeczony znał moją prawdziwą wagę.
Zadaniem w tym rozdziale jest zważyć się przy kimś - mamie, przyjaciółce. Nigdy się na to nie zdobędę, chociaż wiem, że powinnam - żeby moje wychodzenie z nałogu miało pełniejszy wymiar. Ważę się czasem przy narzeczonym.
Rozdział 14. Szkody zdrowotne wynikające z nałogowego jedzenia.
Miałam bardzo słabą kondycję. Łapałam zadyszkę, kiedy musiałam wejść na pięto albo podbiec do autobusu. Przede wszystkim odnosiłam szkody psychiczne - zmienność nastrojów, płaczliwość, nienawiść do samej siebie, zaburzona samoocena, nagłe wybuchy złości.
------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiejsza szama:
11.00 śniadanie - jogurt naturalny, muesli, otręby, orzechy włoskie, śliwki - ok. 360 kcal
13.30 II śniadanie - batonik zbożowy o smaku cappuccino - 105 kcal
16.00 obiad - łosoś wędzony, ogórki małosolne - ok. 480 kcal
19.00 kolacja - serek wiejski z ananasem - 183 kcal
2 kawy w ciągu dnia - po 45 kcal
Razem: ok. 1218 kcal.
Ćwiczenia: 8 min. pupa, 8 min stretch.
Trzymajcie się Kochane :*
martini244
25 sierpnia 2012, 16:55Masakra-jak bym przeczytala o sobie,zgadza sie wszystko a uzmyslowilam to sobie w trakcie czytania,najgorsze,ze przez wstyd,ze 2l temu tak przytylam od tej pory nie odwiedzam rodziny i znajomych ktorzy znaja mnie z waga 65kg;/
Madeleine90
25 sierpnia 2012, 07:31tak, jestem jedzeniocholiczka.... super menu
angie085
25 sierpnia 2012, 03:45ja kiedyś jadłam po nocy w kuchni i wstydziłam się przed rodziną, ukrywałam to. Nadal walczę z zajadaniem smutków, dlatego tak wolno chudnę. Fajnie to wszystko opisujesz. życzę wytrwałości :)
PersA
25 sierpnia 2012, 00:50książka przegenialna, a wiele moich zachowań zbiega się z Twoimi dlatego doskonale rozumiem w czym rzecz :) Super sobie radzisz - naprawdę! Ja też za nic nie odważyłabym się przyznać przed odchudzaniem ode waże komukolwiek - nawet mężowi ściemniałam :) ale teraz jestem tak zadowolona z - moze niewielkiego ale jednak - sukcesu że chwalę się na prawo i lewo po 1. ze schudłam , a po 2. ile schudłam :) fajne mają ludzie miny :) mowie nawet bez ogródek ile wcześniej ważyłam co w obecnej sytuacji jest przeszłościa i ludzie widzą i podziwiają udaną walkę a nie widzą mnie jako tego grubasa którym byłam ważąc tyle ile ważyłam bo to juz przeszłość :) POLECAM :) miny i poprawa samopoczucia po "kadzeniu" informowanych - bezcenne, a jak podnosi samopoczucie i daje kopa by dalej się starac:) Oczywiście , że robimy to dla siebie, ale nie przeczę że strasznie miłe jak ktoś się chwilkę Toba pozachwyca hahaha
monnia7
24 sierpnia 2012, 22:32Myślałam że tylko ja miałam napady jedzenia w nocy i tak strasznie to przeżywałam kiedy mnie ktoś przyłapał........ Mojej wagi nikt nie zna i nikt nigdy nie znał. poza pielęgniarką w szkole na badaniach szkolnych. Boże, co to był za koszmar.!
bree91
24 sierpnia 2012, 18:52Ciekawa książka! koniecznie muszę przeczytać!
katcha19
24 sierpnia 2012, 18:34Trochę nieudolnie sie usmiecha.. talentu do takich rzeczy to ja nigdy nie miałam :D Tak jak dziewczyny mam wrażenie że czytam o sobie samej.. Przynajmniej wiem, że nie tylko ja mam takie problemy i że nie jestem jakas nienormalna..;) menu pyszne i zdrowe jak zwykle :***
Petoia
24 sierpnia 2012, 17:20większość z tego co tutaj opisałaś wygląda identycznie u mnie! chwilami jakbym czytała samą siebie. podziwiam jak ładnie sobie dajesz radę i ile już schudłaś :) maliny w lodówce cieszą jak nigdy, jutro szykuje się malinowy dzień :)
kawusiaa
24 sierpnia 2012, 17:08przyznam sie, ze ja pilam 4 kawy dziennie ;) od sylwestra dokaldnie i nie moglam sobie tego odmowic ;) to byla moja zmora ;) ale zastapilam ja zielonymi herbatami i nie potrzebuje kawy :)
kawusiaa
24 sierpnia 2012, 16:51tak sie zastanawiam nad Twoja kawa ;) dziennie jest to 90 kcal a w ciagu 10 dni 900. moze warto abys zamienila jedna kawe na cos inengo, np zielona herbate ktora tez poprawia przemiane materii albo na zwykla ? zawsze starcisz 45 kcal, moze to i malo ale w ciagu tych przykladowych 10 dni stracisz 450 :)
poziomeczka1992
24 sierpnia 2012, 16:14chyba przeczytam sobie tą ksiazke :) bo ten rozdział 12 ewidentnie dotyczył i mnie.
wiszka83
24 sierpnia 2012, 14:36dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam tak samo hahah i ten chleb w chlebaku....też tak robię, chyba chora jestem. ale jak schudłam, to wszem i wobec mówię ile ważę, bo jestem dumna, ze tyle schudłam :), ty też powinnaś! bo tak naprawdę kazdy wie mniej więcej ile ktoś waży i tylko albo głupiego udaje albo nie chce innej osoby zranić i mówi, że dobrze wygladasz nie na tyle kg ile ważysz....a ty jesteś bardzo fajną dziewczyną, na pewno dogadałabym się z tobą w realu :)
asik187
24 sierpnia 2012, 14:24w 100% mam takie same przezycia, takie same "tajemnice". Dobrze ze uswiadomilysmy sobie ze to jednak jest problem!!!!
twojemarzenie
24 sierpnia 2012, 13:34W poniedziałek wpadnę do biblioteki zapytać czy mają tą książkę :).. Rozdział 12 - Cała ja, noo wypisz wymaluj. Czas to zmienić :). Menu smakowite, mm :). Miłego dnia!!!
misiabela94
24 sierpnia 2012, 13:30Dzięki za miłe słowa :)
Nestiiiii
24 sierpnia 2012, 13:20Ja od zawsze najbardziej wstydziłam się kupowania ubrań... A z kimś to już totalna porażka. Gdy muszę prosić w sklepie o rozmiar 40-42 to aż ciarki mnie przechodzą:/ Marzy mi się rozmiar 38:)
LadyMini
24 sierpnia 2012, 13:13Łał, łał, czytam Twoje wyznania i czuję, jakbym czytała siebie. Wczoraj w nocy, gdy tylko skończyłam czytać książkę, odpowiadałam sobie na te pytania... nasze odpowiedzi bardzo się pokrywają. :) Zwłaszcza te dotyczące jedzenia w towarzystwie. Też zawsze byłam zdenerwowana, kiedy koleżanki mówiły, że już są pełne, a ja mogłabym jeszcze pożreć wszystkie ciastka z cukierni. Również zdarzało mi się układać jedzenie w szafkach tak, by wyglądało, że jest go więcej, że nie zjadłam tak dużo, gdy nikt nie patrzył... Co do Twojego fotomenu: to śniadanie wygląda obłędnie, jutro zrobię takie mamie! (choć płatki owsiane są na mojej liście abstynencyjnej, więc może nie powinnam...) Pozdrawiam serdecznie i czekam na następny wpis. :)
Olaa92
24 sierpnia 2012, 12:51No niestety :D Te batony są pycha!:D
Julia551
24 sierpnia 2012, 12:42Świetna ta książka:)A menu masz pyszneee!Miłego dnia:*