Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
0207/ co cie nie zabije to cie wzmocni


Nie odkryłam jeszcze jaki jest cel pisania tu czegokolwiek. Właściwie wypadałoby zacząć od opowiedzenia ckliwej historii o trudnościach mojego życia, ale chyba nie mam na to dzisiaj wystarczająco siły i motywacji. Pokrótce: 

1. Nie pamiętam, kiedy byłam chuda. Powód prosty: byłam głupia jak but. 

2. Od 1,5 roku walczę ze sobą. Przez 8 miesięcy schudłam 15kg. Trudno żeby było widać wielkie efekty gołym okiem, gdy jest się monstrum, ale spodnie 2 rozmiary mniejsze kupiłam. 

3. Od stycznia zabrałam się od nowa za siebie, ale efektów nie znam. Widzę, że tu i ówdzie coś się zmieniło, ale z racji tego, że nie mam wagi, nie mam pojęcia, ile mi ubyło. 

4. Ach, no tak, mam problemy z tarczycą, kiedyś miałam depresję i ostatnio, po 2 latach, zauważam jej nawrót. Ho ho, czyli wszystko na swoim miejscu :)

Mając to dwadzieścia parę lat zrozumiałam w końcu na czym polega dieta (brawa dla mnie!) i podeszłam do tego zagadnienia ze zdrowym rozsądkiem. Ponosiłam tyle porażek, że chyba już sam fakt tego zawsze mnie blokował. Przede wszystkim brak mi jakiegokolwiek wsparcia (no chyba, że w porzucaniu diety). Mama daleko, współlkatorka pomimo moich 'nie, nigdy, jestem na diecie, spadaj' ciągle gada o kebabach. Ale idę naprzód! Jestem dorosła, znam swoje możliwości i wiem, że mogę. Oprócz dzisiejszego dnia, bo dzisiaj nie mam ochoty żyć. Sesja potrafi zabić w człowieku radość. A dodatkowo beznadziejne studia i beznadziejna ja, nieutalentowana ja z brakiem jakichkolwiek perspektyw daje ogromnego kopa niemotywacji i niechęci życiowej. Tak, owszem, chce mi się płakać, ale nawet tego nie umiem. I chyba tylko dlatego coś tu piszę. Tak po prostu, żeby gdzieś się wypisać, bo mocno męczy mnie udawanie, że wszystko jest ok a ja jestem mądra i potrzebna. 

I będąc szczerą, nie szukam tutaj słów pocieszenia. Tego nigdy w życiu nie potrzebowałam. Może kiedy odniosę niewielki suckes (czy to w diecie czy na uczelni) i coś się ruszy? Ostatnio straszna ze mnie maruda. 

  • deemcha

    deemcha

    7 lutego 2015, 22:10

    Na pewno nie jesteś "beznadziejna ja, nieutalentowana ja z brakiem jakichkolwiek perspektyw". Też tak sądziłam kiedyś, dziś uważam, że los ma na nas scenariusz. Wszystko dzieje się po coś. Wiem, że nie potrzebujesz wsparcia - tak też mówiłam. Wiem, że dasz sobie radę - też tak mówiłam. "Tak po prostu, żeby gdzieś się wypisać, bo mocno męczy mnie udawanie, że wszystko jest ok a ja jestem mądra i potrzebna. " - po to też jest moja vitalia, od tylu lat. Bo łatwiej tu napisać, niż komuś powiedzieć co się czuje. Ale ja wierze w Ciebie i siebie, że nam się uda. Nie będę ci tu pisać nie wiadomo czego. Będę zaglądać i wspierać.