"Kiedy patrzę w lustro widzę przede wszystkim bezkształtną masę. Nie kupę tłuszczu. Nie worek kości. Po prostu masę. Bezkształtną plamę, która nie chce się w nic przeobrazić. Stoję przed tym lustrem, patrzę na siebie i nic nie widzę. Zupełnie jakbym to nie była ja. To nie było moje ciało. Zupełnie, jakby jakiś obcy zagnieździł się w moim mózgu i przejął kontrolę nad audiowizualizacją. Nic nie czuję. Nic nie widzę. To nie jestem ja.
Właśnie może dlatego jestem całkowicie pozbawiona kompleksów. Nie można nie lubić czegoś czego nie da się zobaczyć. Dziewczyny mi zazdroszczą. Nie wiedzą o moim problemie, zazdroszczą mi tego, że jako jedyna nie mam kompleksów. Moim kompleksem jest brak możliwości widzenia. Tylko czego? Nie wiem czy powinnam się odchudzać, czy powinnam przytyć. Patrzę na swoje ciało jak na przedmiot który nic nie znaczy. Sanktuarium? Świątynia? Cnota? Nie znam tych pojęć. Są mi obce. Sfera sacrum i profanum też jest dla mnie bez znaczenia. Nie szanuję swojego ciała, chociaż wcieram w nie olejki, balsamy, chociaż ćwiczę i dobrze się odzywiam. Nie szanuję go, bo go nie czuję. Moja skóra nie jest moją skórą. Ktoś musiał ją podmienić przy porodzie. Dlatego chcę wam opowiedzieć, jak to jest żyć bez więzi ze swoim ciałem..."
Ugh. drogie Vitalijki, powiedzcie mi szczerze czy któraś z Was coś takiego by z chęcią przeczytała, czy też nie. Tylko szczerze. Zawsze piszę do szuflady, a teraz... Teraz chciałabym rozwinąć skrzydła w tym temacie. (szkolne konkursiki się nie liczą jak dla mnie xD)
Wczoraj miałam atak astmy w pracy. 2,5h w plecy, bo musiałam wyjść, nie dałam rady. Sapałabym ludziom jedynie do słuchawki i dusiła się kaszlem na zmianę. Jak na złość, kiedy przyjechało pogotowie atak ustał. (trwał z 40minut i ustał. tak... po prostu ^^)
dzisiaj: 100 półbrzuszków
śniadanie: 2 kromki razowego plus 2 łyżki twarożku ze szczypiorkiem plus 4 plastry pomidora
obiad: pulpecik, jogurt z ogóreczkiem zielonym (tak z 2-3 łyżki) i dwie łyżki ziemniaków pokropione sosem pomidorowym
do pracy wezmę 2 wafle ryżowe i kanapkę z czymś tam. xD
szabadabada
10 czerwca 2012, 17:32hmmm czytam, czytam i mam apetyt na więcej. także pisz i powodzenia. też skrobię, ale raczej miniaturki i raczej poezja. a Ty masz dużą lekkość w prozie. Planujesz jakieś konkursa-niekonkursa? masz może konto na jakimś portalu? :)
goraleczka20
6 czerwca 2012, 22:03świetnie napisane!!! uwierz w siebie i w swoje umiejętności:)
groszek89
6 czerwca 2012, 20:15Dobrze piszesz! ;))
yourhope
6 czerwca 2012, 19:01świetny tekst! :)
NaMolik
6 czerwca 2012, 17:40Uważaj kochana na siebie !!!!!
patiti
6 czerwca 2012, 13:52intryguje to co napisałaś, więc pewnie bym chciała przeczytać :) a z tym atakiem astmy to nie za dobrze, oj nie...
czegos.mi.brak
6 czerwca 2012, 12:58no ale, to co ja mialam 4 kg wody w sobie???? 0.0
czegos.mi.brak
6 czerwca 2012, 12:49ja z chęcią przeczytałam i przeczytam dalszą część :)
MagiaMagia
6 czerwca 2012, 12:47pisanie to zawsze jakies tworcze zajecie... a dodatkowo daje mozliwosc zaostrzenia zmyslow postrzegania i daje mozliwosc prezentacji rzeczywistosci w okrojonej formie. ja nie pisze na codzien ani o codziennosci (choc napisalam doktorat wiec jestem autorka ksiazki!), ale koduje swoje zycie slowami kluczowymi i sprawia mi to jakas przyjemnosc.
owsiankaa
6 czerwca 2012, 12:46Jestem zaskoczona, bardzo intrygujący tekst, sama napisałaś? wow, a myślałam, że tylko ja zgarniam same 5 z wypracowań i opowiadań z polskiego:) Tak, możliwe, że to właśnie przez problemy z trawieniem..:(