Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Byłoby dobrze, gdyby nie....


No właśnie tak jak w tytule...
Byłoby dobrze, gdyby nie to, że nie mam gdzie ćwiczyć. Cholera mnie bierze. Przepraszam za wyrażenie. Nie wiem co już wykombinować w mieszkaniu ścisk (pokój dzielony z babcią), na balkonie chyba będę skakać. Poszłabym na siłownie nawet, ale kasy nie mam (dosłownie 10 zł na dzień na 3 osoby ). I koło się zamyka... Nie ma pieniędzy, więc chce iść do pracy, nie mogę iść do pracy, bo kto pomoże babci praktycznie leżącej jak moja matka sama z sobą sobie nie daje rady... Nie wiem , gdzie jest wyjście z tej sytuacji.... Chyba zacznę grać w Lotto, to może wygram ten milion i będę mieć na wszystko co potrzeba. Mówią, że pieniądze szczęścia nie dają, ale jak żyć bez pieniędzy??? Godnie żyć w momencie, gdy ledwo na wszystko starcza. Na dobrą sprawę, dobrze, że jest działka to troszkę już z niej mam. Pierwsze truskawki, sałata, szczypior... chociaż coś...
Nie chcę tu marudzić, ale czasem trzeba się trochę pożalić na swój los.
Jeśli chodzi o jedzenie to jest dobrze. Jedyny plus tego, że nie mam kasy na słodkie rzeczy.
Dwa dni spędzone na walce z chwastami były niezłym wysiłkiem. Jutro znów powtórka z rozrywki. Pewnie się strzaskam na mahoń w tym słońcu.
Teraz kąpiel i balsamowanie wszystkim co znajdę ujędrniającego może jutro wstanę piękna, bez żadnej fałdki po tych cudownych specyfikach (w końcu w reklamach gwarantują natychmiastowy efekt...).
Dobranoc Wszystkim