Nastąpił wczoraj... Wszystko przez to, że za mało zjadłam w ciągu dnia a, że do pracy mam 15 km w jedna stronę to nie miałam na nic energii. W drodze powrotnej kręciło mi się w głowie. Byłam zła, głodna, zmęczona. Do domu dojechałam tylko dzięki batonowi corny z gorzką czekoladą i jogurtem pitnym kupionym po drodze. Weszłam do domu i padłam, nie miałam nawet siły się podnieść na łóżku;/ A w planach miałam jeszcze trening na siłowni. Resztką sił zjadłam spaghetti (makaron razowy, mięso chude z łopatki). Poczułam się o wieeele lepiej:) J. namówił mnie żebym poszła jednak na tą siłownię i jestem mu bardzo wdzięczna:) Co prawda na bieżni nie miałam już takiej pary jak ostatnio ale siłowe wykoanłam wzorowo:) Potem wypiłam jeszcze dwa reddsy;P Od czasu do czasu chyba można, nie? Tym bardziej, że dzień był bardzo męczący:) Dzisiaj trochę lżej, bo co prawda, przyjechałam do pracy na rowerze, ale nie idę na siłownię:) Dzisiaj żeby mieć więcej energii do owsianki dodałam migdały, orzechy makadamia i owoce żurawiny:) Odpocznę sobie wieczorem:)
Saddra
23 lipca 2011, 19:57Ty tu nie kryzysuj bo ja w Ciebie wierze :))) damy rade, lepiej, gorzej, byle do przodu, do celu :)