Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Tragedia.... w krainie lodu


1

💁🏼‍♂️ RAPORT "OGNIKA" DO KOŃCA 3 TYGODNIA .PAZDZIERNIKA 2023R
L.P.NORMA DZINNA CZYNNIKów SPRZYJAJĄCEGO CHUDNIECIUilości dni spełniających  norme w 1 tyg..ilości dni w normie w 2 tyg..ilości dni w normie w 3 tyg..ilości dni w normie w 4 tyg..
1🤦‍♂️deficyt kal. po jadle,PPM,pracy,ćw* na poż -200kcal656
2🥛nawodnienie** na poz 2,6 l777
3🥣zalecane składy kal. i udziały BTW w posiłkach *** konsumowane  w godz. 8/16/19:777
4🤳preferowanie produktów zalecanych przy chudnieciu ****667
5🤪wystrzeganie się od produktów tuczących****766
6👨🏼‍🎓 suplememtacja*****766
7😙 długość snu-8 godz.677
8🤪jednodniowy post raz w tygodniu777
9🤳przestrzeganie wagi docelowej +-1 kg777
10🤏🏼codzienne ważenie się z rańca i podliczanie narastająco powyższych podpunktów z wieczora777
PROC. ZALICZENIE CZYNNIKÓW W TYG.96%93%96%
WAGA ŚR. TYGODNIA73,573,873,5
OCENA WAGI WG. WSKAZNIKA BMIOPTIMUMOPTIMUMOPTIMUM
UWAGA tabelkę matkę ściągamy ze stronkihttps://docs.google.com/spreadsheets/d/1eNURQ0RFzhpPb7U2DZC2zJ5mRNLHzuIFB3wqwfbBfUg/edit?usp=sharing
PRZYPISY:
*deficyt w bilansie kal- liczone jako różnica kalorii jadła-PPM-ćw.-praca i liczymy na kalkulatorze ze wzoru Harrisa-Benedicta lub za pomocą tabeli kalkulacyjnej na powyższym arkuszu
**właściwe nawodnienie wg wzoru pattona waga x 0,035 liczona w litrach
*** ze składem kal. 25% białko i tłuszcze i 50% dla węglowodanów i z podziałem kal. - 35% śniasanie;45%- obiad i 20% kolacja
**** preferujemy pieczywo pełnoziarniste, tłuste ryby, chude mięso najlepiej drób, zdrowe tłuszcze, jajka, nabiał, owoce- warzywa i to możliwie nieprzetworzone, płatki np. owsiane
***** od cukrów prostych tłudzczy trans,pieczywa białego ,tłustych mies,słodyczy
******suplementy-naturalne jak napój z kurkumy-2 łyżki 2 łyżki miodu i pół cytryny zalany szklanką wody czy kubek borówki amerykańskiej, błonnik 30 gr np. w płatkach owsianych , rosół kolagenowy czy syntetyczne np w pigułkach witaminy B1,B2,B7,B12 ,C,E,K, omega3 i mikroelementy żelaza cynku, wapnia i miedzi



Wielki przegrany z krainy lodu

Od wiatru, wyjącego ponad lodowym polem, oddzielało ich tylko płótno namiotu. Zamieć, która szalała od kilku dni, uwięziła w środku trzech polarników: Roberta Falcona Scotta, Edwarda Adriana Wilsona i Henry’ego Robertsona Bowersa. Temperatura na zewnątrz spadła poniżej minus 40 stopni Celsjusza, w namiocie było niewiele cieplej. Scott czuł, że nadchodzi śmierć, na kopercie listu pożegnalnego napisał więc: "Mojej żonie". Chwilę potem poprawił słabnącą już ręką — "Dla wdowy po mnie".

Wyścig na biegun

W chwili śmierci Robert Falcon Scott, oficer brytyjskiej marynarki wojennej i doświadczony polarnik miał 44 lata. Wyprawa na biegun była jego trzecią wyprawą na Antarktydę. W 1900 roku był dowódcą angielskiej wyprawy antarktycznej, rok później, na pokładzie statku "Discovery" dotarł na południe dalej niż ktokolwiek do tej pory. Kiedy oświadczył publicznie, że planuje zdobycie południowego bieguna ziemi, w Wielkiej Brytanii zapanowała euforia. Jeszcze nikt nie podjął takiego wyzwania. Rząd poparł plan ekspedycji i w znacznej części dofinansował wyprawę. Żaden z poddanych Królestwa nie wątpił, że na biegunie zostanie zatknięta brytyjska flaga.

Tymczasem na drodze do celu pojawił się rywal. Inny słynny polarnik, Norweg Roald Amundsen szykował właśnie wyprawę, której celem było zdobycie północnego bieguna ziemi.

Jesienią 1909 roku, gdy statek Amundsena "Fram" był już gotów do drogi, jeden z marynarzy przyniósł egzemplarz porannej gazety. Była w niej szokująca wiadomość:

"6 kwietnia 1909 roku admirał Peary dotarł do bieguna północnego"

Amundsen poczuł się tak, jakby został okradziony — amerykański podróżnik ubiegł go w odkryciu bieguna. Zabrał mu to, o czym Amundsen marzył od dziecka!

Choć dla Norwega był to poważny cios, natychmiast podjął decyzję, żeby kontynuować przygotowania do rejsu. Oficjalnie nadal wybierał się na północ, naprawdę jednak przygotowywał już plan wyprawy na Antarktydę.

Nie udało się z biegunem północnym, może uda się z południowym. Postanowił ubiec Scotta i stanąć tam jako pierwszy, ku chwale Norwegii. 7 czerwca 1910 roku wyruszył z Christianii i dopiero, gdy zawinął do portu na Maderze, ujawnił prawdziwy cel ekspedycji. Z Madery "Fram" popłynął ku Antarktyce.

Spotkania na krańcach świata

W kwietniu 1911 roku Amundsen stanął w Zatoce Wielorybiej nad Morzem Rossa, gdzie od jedenastu dni kotwiczył już statek Scotta — "Terra Nova".

Choć Scott wiedział już, że Norweg planuje atak na biegun południowy — podczas postoju w Melbourne otrzymał telegram — nie przypuszczał, że wyścig do celu przyjdzie im podjąć w tym samym niemal miejscu i czasie. Jak na ironię, dwóm rywalom niedane było się też spotkać ani wtedy, ani nigdy później.

Robert Falcon Scott

Kiedy Amundsen dotarł do wybrzeża Antarktydy, kapitana Scotta nie było akurat na okręcie. Wysiadł na ląd na przeciwległym krańcu Morza Rossa, gdzie przygotowywał się do zimowania i przygotowywał składy żywności do wiosennego szturmu na biegun.

Na "Terra Nova" została tylko załoga żaglowca i naukowcy, którzy mieli prowadzić przy barierze lodowej badania naukowe w zakresie meteorologii, glacjologii i magnetyzmu ziemskiego.

Anglicy i Norwegowie złożyli sobie wizyty, Amundsen dowiedział się, że Scott chce dotrzeć do bieguna na saniach motorowych.

Sanie z żywnością i zaopatrzeniem mają ciągnąć syberyjskie i mandżurskie kucyki, które słynęły z odporności na ciężkie warunki i z powodzeniem używane były do pracy w kopalniach węgla w dalekiej Syberii i na Islandii. Scott uważał, że równie dobrze poradzą sobie w surowym, antarktycznym klimacie.

Na Antarktydzie używał ich już badacz polarny, Ernest Shackleton. Psy, które Amundsen uważał za najwłaściwsze w warunkach antarktycznych, Scott traktował jedynie jako rezerwę.

Amundsen sceptycznie ocenił przydatność koników do długiej, wyczerpującej podróży, uważał, że nie podołają trudom wyprawy. Podobnie wątpił w skuteczność sań motorowych. Ich benzynowe silniki nigdy nie były sprawdzane w tak ekstremalnym klimacie.

Ale załoga Scotta była przekonana, że psie zaprzęgi to relikt przeszłości, oni zaś zdobędą biegun w nowoczesnym stylu. Norwegowie i Anglicy rozstali się w przyjaźni, choć natychmiast obudził się w nich duch rywalizacji, a nawet zawiść. Stawka była przecież wysoka.

Zimowy atak

Scott ze spokojem przyjął informację o groźnym rywalu. Podobnie jak Amundsen odbył kilka wypraw, aby założyć składy z żywnością i paliwem, rozlokowując je wzdłuż planowanej drogi powrotnej z bieguna.

W jednym z listów do kraju napisał potem:

"Jeżeli Amundsenowi sądzone było dotrzeć do bieguna, to powinien tam być wpierw od nas… Dlatego dawno już postanowiłem postępować tak, jakby go w ogóle nie było na świecie. Wyścig z nim rozbiłby cały mój plan; a przy tym nie po tośmy tutaj przybyli."

Robert Falcon Scott

Od początku wyprawę Scotta prześladował jednak pech. Przy wyładunku ze statku na lód wpadły do wody i utonęły jedne z trzech sań motorowych.

Kucyki, które miały ciągnąć zapasy wyprawy również źle znosiły ciężką pogodę. Kilka z nich zginęło, gdy tylko ekspedycja dotarła do brzegów Antarktydy. Biedne zwierzęta zostały pożarte przez orki, gdy zdryfowały uwięzione na oderwanej od pola lodowego krze.

1 listopada 1911 roku, szesnaście miesięcy po opuszczeniu Wielkiej Brytanii, ekspedycja Scotta ruszyła ku biegunowi. Ekipa składała się z dwunastu osób.

Już w pierwszych dniach sanie motorowe definitywnie przestały działać. Większość kucyków padła nie mogąc znieść ciężkich, polarnych warunków. Te, które żyły były tak chore, że nie były w stanie ciągnąć zapasów. Scott zastrzelił je, by nie cierpiały, jeszcze nim opuścił Lodowiec Rossa i odtąd Anglicy sami musieli ciągnąć swój ekwipunek.

Śmierć zwierząt nie poszła jednak w niepamięć. Do dziś na mapach lotniczych Antarktyki widnieją punkty nawigacyjne: "Jimmy Pigg", "Snippets", "Jehu", "Nobby" czy "Bones", nazwane tak, by uhonorować konie z wyprawy Scotta.

Choć, za radą Norwegów, Scott zabrał też psy, miały być jedynie rezerwą i zabrakło dla nich jedzenia. Na domiar złego, brezentowe kombinezony Anglików nie zapewniały komfortu członkom wyprawy. Ludzie Scotta marzli w nich i szybko tracili siły. Zupełnie inaczej niż anoraki z foczego futra, jakie stosował Amundsen.

4 stycznia 1912 roku do bieguna pozostało tylko 146 mil morskich. Scott podjął decyzję — ekipa wraca do bazy na Lodowcu Rossa, a z nim idzie dalej czterech ludzi: Edward Adrian Wilson, 39-letni badacz polarny, fizyk i ornitolog, 28-letni Henry Robertson "Birdie" Bowers, porucznik Royal Navy, 31-letni Lawrence "Titus" Oates, kapitan kawalerii Armii Brytyjskiej — słynnego regimentu "6th (Inniskilling) Dragoons" i niespełna 36-letni Edgar Evans, podoficer Royal Navy, którego Scott znał jeszcze z okresu swojej służby na okręcie HMS Majestic.

Gorycz u celu wyprawy

Po niemal dwutygodniowym, wyczerpującym marszu, 17 stycznia 1912 roku polarnicy dotarli do celu. Niestety, zamiast tryumfu czekała ich gorycz porażki, Amundsen dotarł tam prawie pięć tygodni wcześniej. Na południowym biegunie stał namiot i powiewała norweska flaga.

Scott odnalazł skórzany woreczek z listem do siebie i prośbą o wyświadczenie przysługi — Norweg nie oszczędził Scottowi upokorzenia. Choć Scott niejednokrotnie wspominał, że nie po to idą na biegun, aby stanąć na nim jako pierwsi, uczucie goryczy i żalu nie odstępowało go ani na chwilę.

18 grudnia 1911 roku Amundsen zanotował w dzienniku podróży:

"Zostawiam na biegunie kopertę. Jest w niej list dla króla Norwegii oraz kilka słów dla Scotta, który jak mniemam, pierwszy po nas odwiedzi to miejsce"

Trudno ocenić, czy Amundsen rzeczywiście chciał zakpić ze Scotta. Ale kiedy Anglik znalazł list, poruszony zapisał w dzienniku: "W otrzymanym liście, Amundsen prosi mnie, abym przekazał dołączoną do niego kopertę królowi Norwegii!" Dodać należy, że Scott raczej nie słynął ze zbyt lekkomyślnego używania wykrzyknika.

Powrót pięciu Anglików okazał się piekłem. Szybko ubywało im sił. Żywności ledwie wystarczało, nie docierali do składów w zamierzonym czasie. Scott upadł na lodzie i zwichnął rękę.

Najsilniejszy członek wyprawy, Evans, zmarł z wycieńczenia, a Oates poważnie odmroził nogi. Po kilku dniach zdał sobie sprawę, że jego stan jest beznadziejny i jest jedynie ciężarem dla swych towarzyszy. Stwierdził, że nie może iść dalej i prosił kolegów, by go pozostawili.

Gdy odmówili, na jednym z postojów wyszedł z namiotu, mówiąc na pożegnanie:

"Pójdę się przejść. Być może nieprędko wrócę"

Nie wrócił nigdy. Na zawsze zaginął w śnieżnej zamieci.

Scott, wraz z dwójką pozostałych przy życiu towarzyszy usiłowali, pomimo huraganowego wiatru i sięgającej minus 50 C temperatury, dojść do następnego postoju — "Składu Jednej Tony", gdzie czekała na nich żywność i opał.

Niestety trzy dni później, gdy dzieliło ich zaledwie 16 kilometrów od celu, rozszalała się burza śnieżna. Nie było możliwości, aby maszerować dalej. Musieli rozstawić namiot i bez żywności czekać na poprawę pogody. Zamieć jednak nie ustawała, parę dni walczyli z zimnem i głodem.

Nie wierząc w poprawę swojej sytuacji Scott, zaczął pisać listy pożegnalne. Napisał listy do matek swych towarzyszy, Wilsona i Bowersa, byłego dowódcy Sir George’a Egertona i do swojej matki i żony.

Napisał też swoiste "Przesłanie do ludzkości":

"Podjęliśmy ryzyko, wiedzieliśmy o tym. Wszystko obróciło się przeciw nam i nawet nie mamy okazji, by skarżyć się, lecz poddając się woli Opatrzności, zdecydowani jesteśmy wytrwać do końca…"

Dziennik kończy się 29 marca 1912 roku: "Od 21 szaleje nieustanny sztorm. (…) Nie sądzę, byśmy mogli mieć jeszcze nadzieję na poprawę naszego położenia. Musimy dotrwać do końca, lecz z każdą chwilą słabniemy. Sadzę więc, że koniec jest blisko. Szkoda, ale nie sądzę, bym mógł jeszcze pisać…"

Nieco dalej koślawe litery składają się w ostatnie zdanie:

"Last entry. For God's sake look after our people" — "Ostatni wpis. Na Boga, zaopiekujcie się naszymi bliskimi."

Scott zmarł przypuszczalnie 29 marca 1912 roku, może dzień później. Pozycja, w jakiej osiem miesięcy później znaleziono ciała, wskazywała, że Scott odszedł jako ostatni.

Przed śmiercią rozpiął swój śpiwór, by przyśpieszyć koniec. Rękami obejmował ramiona nieżyjących już towarzyszy. Zginęli o dzień drogi od składu żywności.

Gdy świat dowiedział się o śmierci Scotta, Anglia pogrążyła się w żałobie. Polarnik stał się narodowym bohaterem, który oddał życie dla dobra nauki.

Choć ekspedycja Scotta nie zakończyła się pełnym sukcesem, zatknął brytyjską flagę na Biegunie Południowym. Zabrakło mu szczęścia, żeby wrócić do domu.

  • Epestka

    Epestka

    3 listopada 2023, 08:02

    Przecież tekst o wyprawie nie jest Twój. Dlaczego nie podajesz autora?

    • ognik1958

      ognik1958

      3 listopada 2023, 08:18

      aj tam czepiasz sie szczegółów ważne by przybliżyć dramat tych co mieli w nosie doświadczenia wypróbowane bojem ...przez ludy północy i jak to sie dla nich skończyło pomimo szumnych zapowiedzi -ważna jest walka o dobrą wagę nie kłótnia o bzdety-powodzenia

    • Epestka

      Epestka

      3 listopada 2023, 09:18

      Plagiat to poważna sprawa.

  • barbra1976

    barbra1976

    30 października 2023, 14:57

    Jaka szkoda, jeden dzień...

    • ognik1958

      ognik1958

      30 października 2023, 15:11

      wiesz barbara to nie tylko ...kara zaspóznoną decyzje Anglika na podjecie próby ale równierz na jego stosunek do doswiadczeń "ludów północy" w ubiorze członków wyprawy jak i transportu .To Amundsen w pokorze z doświadczeniem wybrał stroje z futer foczych i tradycyjne psie zaprzęgi Scott zaś kierował sie własnym wyobrażeniem stosując stroje brezentowe i transport spalinowy który w tak skrajnych warunkach całkowicie sie nie sprawdził i stąd nauczka dla potomnych i...dla nas -z szacunkiem do sprawdzonych metod innych i to udanych

    • barbra1976

      barbra1976

      30 października 2023, 15:17

      Ale gdyby się ludzie trzymali sprawdzonych metod, nigdy nie byłoby innowacji. Nie lubię myśleć kara, to paskudne słowo. To po prostu cena. Szkoda ludzi.