Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Mała kopanina


14 września 2013 

90,6 kg. Znów mniej. Normalne na początku, że leci. Zgrzeszyłabym jakbym napisała, że mi z tym źle. Spada to spada. Dobry i kilogram. Jako urodzonemu pesymiście trudno mi wierzyć w trwały efekt, ale już nie dużo brakuje do tego co pokazuje motyl czyli ostatnie próby podjętej w tym roku. Wtedy stanął na 89,3 i zatrzymał się. No tak, ale wtedy nie mieszał Zmór. Pożyjemy, zobaczymy. Jest co jest.

Sobota miała być spokojna. I prawie była. Udało mi się w załatwić kilka drobiazgów, które zniknęły z wielkiej listy rzeczy do zrobienia. I nawet nic nowego na nią nie przybyło. Nie miałam kompletnie na nic ochoty. Jakieś takie zamulenie. Przylazło skądś to kopałam. Niech idzie gdzie indziej. Nie chciałam, nie jest mi potrzebne, zatem „panu już dziękujemy” i dzięki temu udało mi się coś zrobić.

Sobota była wyjątkowo deszczowa. Ale na wieczór trochę się wypogodziło. Nie ma jak nocny spacer po mieście. Cisza, spokój, szyby niebieskie od telewizorów. Lubię łazić bez większego planu i patrzeć na wystawy, bez konieczności mijania ludzi.

Z jedną rzeczą jestem do tyłu. Z pisaniem. Jutro zacznę wariować.  

 

 

Jedzenie:

Śliwki – 90 kcal

Kanapka – 182

Kawa – 80

Kanapka – 182

Marchewka 27

Bulka z jajkiem 240

Śliwki 135

Banan 171

Marchewka 27

Ogórek 60

Rzodkiewki 16

Pomidor 60

Cola 2

Razem 1090

I to byłoby na tyle. Jakoś mało wyszło. Czyli spokojnie mogłam coś jeszcze sobie zjeść, ale nie chciało mi się liczyć. Lenistwo nie popłaca.