Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Przepis na pomidorówkę


To jedno z opowiadań, które szykuję do książki kucharskiej dla opornych. Jestem ciekawa opinii. 

- Zrobisz dziś pomidorówkę - rzucił mój Pan i Władca. wychodząc z domu. Zamknął drzwi zanim zdążyłam zdjąć z nogi kapeć. Siedziałam wpatrzona w drzwi wyjściowe i zastanawiałam się nad objawami szaleństwa u mojego mężczyzny. Drugi dzień z rzędu on chce, abym gotowała. Wszystko bolało mnie jeszcze po wczorajszym. A może to początek demencji starczej? Zapomniał, że wczoraj przecież siedziałam w kuchni i te placki smażyłam. A później sprzątałam, sprzątałam i sprzątałam. Gotowanie to pikuś. Posprzątać później to jest dopiero wyzwanie. A skoro kuchnia lśniła blaskiem to po kiego ją brudzić. Nie, musiał zdecydowanie oszaleć. 

Piiiip ? masz wiadomość od PiW.
No, wreszcie. Na pewno napisał, że mnie wrabia i mogę dać sobie spokój z gotowaniem, a na pomidorówkę pójdziemy do mamy. Nikt nie robi lepszej.
- No nie. Zabiję. Poćwiartuję, posolę i natrę cynamonem i potem jeszcze uduszę w tym no, masełku ? warknęłam patrząc na ekran telefonu.
Wiadomość brzmiała: ?Przepis twojej Mamy (celowo dał Mamę z dużej. Jeśli oddawałby komuś pokłony i modliłby się do jakiś bogów to mama stałaby na czele każdego jego panteonu) jest na lodówce. Baw się dobrze kochanie.?
- Wrrrr. Baw się dobrze, baw się dobrze. Jak u licha mam się bawić dobrze, skoro mam gotować? Ja - gotować?! To sprzeczne z prawem natury, staroindochińskim i krasnoludków Wyżyny Kiliwanti. Nie można zmuszać człowieka do rzeczy, których nie umie, nie chce, nie potrafi, które leżą poza jego możliwościami, nawet jak człowiek jest uległy. I już.
Pomidorówkę mama zawsze uważała za najszybciej robioną zupę świata. Pamiętam jak to mówiła. Zatem spokojnie mogę doczytać "
Szkołę uczuć" i dopiero wtedy wziąć się za gotowanie. 

Po trzech godzinach kolejny sms "Jak idzie praca" Mam nadzieję, że durszlak zostawiłaś w spokoju?
- Pewnie, że zostawiłam - mruknęłam pod nosem i wróciłam do przerwanej lektury.
Do kuchni ciągle było daleko. Kiedy do godziny W pozostało 1:46;18 skończyłam czytać. I poczłapałam na miejsce kaźni. Na lodówce na takim fajnym magnesiku z truskawki była przyczepiona kartka. Przepis napisała mama. Tyle tylko, że napisała go dla PiW, nie dla mnie. A to oznaczało kłopoty. ON uwielbiał gotować. Umiał, potrafił i kochał. Czytaliście kiedyś takie przepisy dla tych, co potrafią. Magia chińska jest prostsza w zrozumieniu. Nic to zadzwonię do mamy i mi wszystko opowie. A jeszcze lepiej....
- Abonent chwilowo niedostępny.
Jasny gwint. Dziś sobota. Wiedział, jaki termin wybrać, abym nie mogła się skontaktować z muśką przed dwudziestą. Poradzę sobie, sama. Łaski bez.

Przepis:
1 łyżkę drobno posiekanej cebuli zeszklić na maśle, dodać ryż, pomidory. Zalać bulionem. Doprawić do smaku pieprzem i bazylią. Na koniec gotowania dodać mleko. Posypać natką.


Abrakadabra, czary mary i się zrób. Dodać, posypać i już. Kto to zrozumie? Hieroglify egipskie były łatwiejsze w odczytaniu. Dobrze. Weź głęboki wdech i wydech. Oddychaj przeponą. Jeszcze raz. Tak Anno. A teraz czytaj
1 łyżka - łyżki są w szufladzie. Z rozmieszczeniem rzeczy w kuchni zapoznałam się wczoraj jak sprzątałam. Pozostawienie włączonego miksera, kiedy wyjęłam spod niego miskę nie było dobrym pomysłem. Resztki mojego pyszniutkiego ciasta były wszędzie. Halo tu ziemia. Pomidorówka. No dobra łyżkę mam. Jedną. Dalej.
drobno posiekanej cebuli. A może to się w sklepie kupuje? Ale w domu nie ma. Chyba nie ma. Cebula leżała na dole, koło ziemniaków. Ufff. Jest. Ale cała. Ze skórką. Taką żółtą ? brązową. W tym się jajka na Wielkanoc gotuje. Ekologicznie ponoć jest, a jeśli tak, to znaczy niedobre jest. Samo zeszło. A mówią, że przy cebuli się płacze. Kłamią. Nic się nie płacze. Cebula jest. Drobniutko to wiem, co znaczy. Ale teraz rzecz straszna P O S I E K A N E J. Bohomaz jeden. Google na pomoc!
- Siekanie ? przysiółek w Polsce położony w województwie łódzkim, w powiecie sieradzkim, w gminie Złoczew - to chyba nie to.
- O jest siekanie cebuli Wystarczy włączyć malakser  - oszalała baba. Co to jest malakser? Gdzie go włączyć? Jakaś idiotka.
Następna strona ? o tu jest normalnie. Prawie normalnie
"Aby pokroić cebulę najpierw odkrawam część z korzonkami, potem ją obieram."  Obrałam już, korzonków nie ma. Może moja nie miała? Taka bez korzonków była. Nic jej się nie majtało na dole. Idziemy dalej.
"Przekrawam ją wzdłuż na pół, jeśli potrzebuję półplasterki, lub zostawiam w całości, jeśli chcę mieć zgrabne krążki. Kroję cieniutko w poprzek. Aby posiekać cebulę nie odcinam części z korzonkami - dzięki temu nie rozpadnie się w czasie krojenia, a jedynie przekrawam ją wzdłuż na pół i obieram. Każdą połówkę układam przeciętą stroną do dołu i najpierw nacinam wzdłuż (nie do końca), a potem w poprzek." 
Bogowie najwyżsi. Kolejny szaleniec na mojej drodze. Na pewno oszalał. Czy ktoś może zrozumieć, o co temu mężczyźnie chodzi? Odcina, nie odcina, w poprzek, wzdłuż. Nieważne! Mam nóż.! Bój się cebulo! Nadchodzę!
Dwadzieścia minut później  - trzy rany cięte, dwa plastry - jeden z Miki, drugi z Donaldem, trzeci był niepotrzebny, bo krew przestała sama lecieć i miałam posiekaną cebulę. Drobno. Sama tak oceniłam i niech ktoś spróbuje tylko zaprzeczyć.
Zeszklić na maśle - kolejne cudo. Mam położyć jakieś szkło na kuchenkę. Położyć na niego masło i cebule? Ludzie kochani i to własna rodzicielka. Po dziesięciu minutach grzebania w necie wiem. Tak mi się wydaje. Masło do garnka i zapalić gaz i wrzucić cebulę. I czekać, aż nabierze szklistego koloru, Teoretycznie, bo jak wygląda szklisty kolor? Szkło jest przezroczyste a cebula żółta. Garnek jest masło jest. Całą kostkę? Spokojnie Anno. Spokojnie trzymaj się przepisu. Jedna łyżka na początku była. Ałaj pryszcze. Znaczy się dobrze. Sama wiedziałam, że podłączyć trzeba. Zuch kobieta. Faktycznie jakby kolor zmieniła.

Teraz dodać ryż, pomidory - pomidory to te w słoiku, od mamy. Nie ma innej opcji. Marzec jest nie rosną na krzakach. Chyba, że to te mutanty, a mutantów nie jadam, bo jakby nie patrzeć to stworzenia żywe i te oczy mają. Kto tak mocno zakręca? Ufff. Wlałam. Słoik został. Nie wrzucać do garnka. Teraz ryż. Tylko jedna torebka? Mało cóś. PiW duży jest. Nie najemy się, nie najemy, ale to jego wina. Mógł powiedzieć, że mam iść na zakupy. O masz jedną torebkę. Ale zaraz, zaraz. W zupie nigdy nie pływała plastikowa torebka. Może ryż przez te otworki wychodzi. Nie da rady. Za małe są. Trzeba mu pomóc. Żmudna robota. Każdy otworek powiększyłam widelcem i w końcu wyszły. No dobrze nie każdy, ale mam nadzieję, że to nie miało większego znaczenia, czy przechodziły dwa ziarenka przez ten sam otwór. Mam nadzieję, że nie.
Zalać bulionem - bulion to woda z rosołem. Wodę mam. Wlewam dużo przefiltrowanej wody. Może zamiast tego ryżu wypełni żołądek. Teraz rosół. Ha. A co myśleliście, że tego wiem. A wiem. Nie będzie durszlaka. Będzie kostka z szafki na górze. Wczoraj przeczytałam jak się używa. Jak to dobrze czasem mieć manię czytania.
Doprawić do smaku pieprzem i bazylią - w życiu niech sam sobie doprawia. Postawię mu cholery na stół. Potem znów powie, że nie mam smaku, albo że ta szczypta to ileś tam między palcami
Na koniec gotowania dodać mleko - nie zmieści się. za cholerę się nie zmieści. Nie ma możliwości, aby do tego garnka litr mleka wszedł. Zresztą nie zauważy litr czy ćwiartka, czy trzy łyżki. I tak się rozwodni. Ładnie pachnie. Pomidorówką. Ałaj. Dlaczego nigdzie nie piszą, że rączki od garnka też się nagrzewają.
Posypać natką
- Co to jest natka? - pytanie wykrzykuję do wchodzącego właśnie PiW.
Dlaczego w tej kuchni musi być tak piekielnie gorąco.
- Odłóż ten nóż kochanie. Zrobisz sobie jeszcze krzywdę.
- Co to jest natka? ? ponawiam pytanie
- To zielone, co rośnie w doniczce na oknie. Drugiej doniczce od lewej strony.
- Mam wrzucić to z doniczką? A nie było, że tylko posypać. Znaczy się ziemia. Ksiądz sypał popiół ja posypię ziemię z natką. Wytłumaczysz mi, czemu moja mam każe nam jeść ziemię? Ma jakieś wartości odżywcze?
Takiego PiW jeszcze nie widziałam. Krztusił się ze śmiechu. Demencja starcza jak nic. Nie pamięta prostych rzeczy.
- Myślę sobie ? zaczął, kiedy w końcu przestał się śmiać ? że całkiem dobrze ci idzie to gotowanie. Jak sobie poradziłaś z ryżem. Był tylko w torebce.
- Wydłubałam
- Co zrobiłaś?
- Normalnie wydłubałam. Powiększyłam dziurki i wydłubałam.
Jednak to musiała być demencja. Jutro na pewno zapomni i nie każe mi więcej gotować.

  • lovecake33

    lovecake33

    14 września 2013, 19:45

    Gotowanie to przygoda :))))) Następnym razem kup sok pomidorowy, wrzuć kilka gałązek bazylii i oregano, 2 ząbki czosnku, łyżkę masła, sól, pieprz, gotuj 5 minut i Voilà! Wydłubywanie ryżu wymiata :DDD

  • iwona.szczecin

    iwona.szczecin

    14 września 2013, 16:56

    brawo za poczucie humoru....uśmiałam się....dzięki