Dzień drugi. Najwyższa pora i czas na dzienny raport :)
Wpis, który dodałam parę godzin wcześniej dotyczy dnia wczorajszego, bo od 5 stycznia faktycznie zaczęłam.
Dziś, 6 stycznia jest równie dobrze, choć muszę przyznać, że po pierwszym treningu z Chodakowską (Skalpel) ledwo przewracałam się na łóżku w nocy :P
Dziś również poćwiczone, Skalpel ok 14 - ledwo siadam i chodzę.
O dziwo nie myślę o jedzeniu, nie mam chorobliwych napadów apetytu. Co prawda odczuwam głód, ale staram jeść co 3 godziny. Odkąd zwolniłam się z pracy to pozwalam sobie na spanie niemalże do południa, wstaję ok 10 a nawet później, tak jak dziś :)
Może to głupie, ale znalazłam sposób jak przetłumaczyć sobie kiedy napadnie mnie na jedzenie i będę chciała koniecznie słodyczy albo jakiś tuczących rzeczy: w takim wypadku od razu myślę o tym, że to coś pysznego co pojawiło się na horyzoncie to nie ostatnia porcja na świecie. Teraz jestem na diecie, do tej pory się nie ograniczałam, więc teraz dla równowagi wypadałoby powiedzieć sobie STOP i powinnam darować sobie słodycze i inne rzeczy. Kiedy schudnę będę mogła śmiało raz na jakiś czas zjeść coś w tym stylu, nic mi nie ucieknie, jeszcze zdążę :) Wszystko w swoim czasie :)
Dziś zjadłam:
ŚNIADANIE: 2,5 płata śledzia w sosie śmietanowym (śledzie dokładnie "oczyściłam" z sosu, zostały w lodówce, więc musiałam je dokończyć żeby nie marnować jedzenia), 2,5 kromki ciemnego chleba oraz herbata z dwoma łyżeczkami cukru.
II ŚNIADANIE: mandarynka
OBIAD: talerz zupy mlecznej z kluseczkami lanymi (250 ml mleka 2%, 50 g kaszy jaglanej, 1/2 jajka, 12 g cukru)
KOLACJA: jeszcze nie zjedzona (jest 18:30) ale zjem chyba trochę kurczaka bez skóry z rosołu.
_________
Uprzedzę ewentualne komentarze: tak wiem, że odchudzając się powinnam zrezygnować z cukru, ale szczerze nie potrafię. Herbatę robię zawsze w kubku, który ma aż 500ml i to na niego słodzę 2 łyżeczki. Inne potrawy, które zazwyczaj podaje się na słodko również słodzę, ale oczywiście sporo mniej, tak do smaku. Nie eliminuję cukru, a ograniczam.