Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
131 - 106.4


Ciężkie dni. Ostatni źle się czuję. Fizycznie i psychicznie.
Co do wagi.. No, pozostaje się cieszyć, że nie jest to już 108. Ale zadowolona nie jestem i szybko nie będę :P

Ćwiczyłam callanetics. Po tych miesiącach ślimaczych kroczków jest mi milion razy łatwiej wykonywać te ćwiczenia. Co świadczyłoby o tym, że jestem w końcu gotowa do wykonania mojego wyzwania Callaneticsowego, które próbuję już od początku "diety" wykonać.
Ale nie jestem dobra w takich wyzwaniach. Dużo łatwiej mi coś wykonać kiedy myślę o tym, że mam na to kupę czasu, żadnego konkretnego terminu i mogę robić wszystko w swoim tempie. 

Zatem.. zmieniam myślenie!
Ciągle w głowie miałam ten jeden z celów: wakacje. Ciągle inny z celów - konkretna waga. Dość tego.
Przecież nie chodzi o to, żeby dojść do tego punktu i spocząć na laurach, albo - co gorsza! - wrócić do starych nawyków.

Nie dieta! Jeszcze raz: NIE DIETA!
Tryb życia!!

Z jedzenia czerpiemy przyjemność, czerpiemy siły. Ma być zdrowe, smaczne i piękne. Mam się po nim dobrze czuć, ale nie być ociężała.

Z ruchu też: przyjemność, zdrowie, wytwarzamy endorfiny, rozładowujemy stres, poznajemy swoje ciało.

Dość katowania się. Czas zacząć cieszyć się życiem :)
To, że coś jest łatwiejsze i szybsze, wcale nie oznacza, że jest przyjemniejsze!!!