1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31
Wczoraj nie wyszły ćwiczenia, Czas się przyłożyć, bo już zakwasy się nie pojawiały ostatnio.
Ciężki czas. Ciężka noc. Koszmary, obudziłam się z krzykiem.
Znaczy czas jest ciężki, bo straszne są huśtawki. Raz wspaniale raz - przeciwnie.
Teraz nawet nie jest tak źle patrząc na to jak bywało. Ale koszmar był. Zatem stres jest.
Trochę mi brakuje energii.. To ten weekend, muszę połazić na uczelnię i mi przejdzie. Już jestem po pierwszych zajęciach, teraz okno, ale już czuję, że mi trochę lepiej.
Cóż. Samotność to nie dla mnie. Czekam aż L. przyjedzie i nie będę musiała się snuć po kątach nie wiedząc co ze sobą zrobić. Trochę się boję, że za jakiś czas on się będzie tak snuł, kiedy mnie zawali kolejny semestr po jego przyjeździe, dotąd jak już byliśmy razem to ciągle nierozłączni, a tak?
Ech. Potrzebuję go tu, bo serio energia mi ucieka.
Jeszcze, jak Bóg pozwoli, 64 dni.