Cudem boskim przetrwałam świeta i Nowy rok. No niby już styczeń się kończy a ja nic. No nie całkiem. Udało mi się suma sumarum nie utyć. .
Choc przyznaję ...żarłam a nie jadłam . Miałam ze 3 wilcze ataki głodu po drodze no i słodycze zaczęły mi nagle smakować
Z tymi słodyczami to mam proste wytłumaczenie. Wszystko jest potrzebne , a w czekoladzie jest sporo łatwo przyswajalnego magnezu . Więc chyba to była potrzeba organizmu. No ale póki co jest ok.
Dalej ważę 143 kg . Chociaż w okolicy Nowego Roku było już 146 kg.
Wystarczyło tylko trochę wysiłku. Przestrzegania jadłospisu od dietetyka i już 3 kg mniej.
Przyznaję , że nie pisze wtedy kiedy mi wstyd lub mam doła. A wstyd mi było ostatnio strasznie bo ciągle walczę z papierosami. Mimo ,że już biłam sie w piersi , że już koniec, to zaraz potem coś w środku zaskowyczało ....a jak przytyjesz znowu 20 kg to co.
No i "hajda trojka śnieg puszystyj" ..w to mi graj.
Dalej paliłam.
Nie raz powtarzam prawdę potwierdzoną przez wielu mądrych ludzi .
Organizm sie przyzwyczaja . Organizm nie lubi zmian.
Cały proces odchudzania i odchodzenia od nałogów to przekonanie samego siebie do konkretnych celów. I do zmian.
I zawsze łatwiej jest nic nie robić albo odkładać na potem ......bo coś innego mamy do roboty , albo przeżyć to wszystko .......WIRTUALNIE.
A jak sie ma jeszcze doła to już wogóle łatwizna z tym nic nie robieniem.
Ja mam doła. Nie będe tu rozdzierać szat , ale było tak. Miałam kredyt - płaciłam 420 zeta miesiecznie , i emerytura + praca zapewniona do końca roku wszystko ładnie się zgadzało. Az tu wyleciałam z pracy końcem sierpnia i .....klops. Bo po opłaceniu raty i opłat które ja płacę ( telefon , internet ) ( mąż płaci resztę ) zostawało mi ZEROOOOOOOOO
No to tak wytrzymałam z oszczędnościami wrzesień i październik. W listopadzie było już cienko a grudzień to była załamka. No bo Świeta , prezenty a ja bez kasy. Natychmiast zaczęłam żreć i palić . Awantura za awanturą, bo mąż też nie wyrabiał , a same moje papierosy 350 zeta miesięcznie. Ale przetrwałam. Ostania ratę zapłaciłam na początku grudnia. Ale narobiłam innych zaległości. Na szczęście te inne mogę ciut poprzesuwać i jakoś powoli , myślę , że do końca marca wyczołgam się na zero.
No i caly czas szukałam i szukam pracy . Tu też załamka. No bo po pierwsze .....kryzys. Więc pracodawcy z góry zakładają, że właściwie to ja im powinnam placić , za łaske przyjęcia na etat . A jak już mogę mieć pracę to np. za pół etatu na czarno 400 zeta. Przy czym te pół to jak sie policzy to właściwie cały. a dojazdy.
Po drugie wyszło mi jako pewnik, że po 60-dziesiatce to sie cierpi obligatoryjnie na rozmiękczenie mózgu. I zazwyczaj daje mi to do zrozumienia dziad w okolicach 70 latek pozujący na macho..
Jak zwał tak zwał , pracy niet. Jak jakaś normalna oferta to zaraz ze 100 cv i jakie ja mam szanse.
Rzuciłam sie na tak zwana "pracę zdalną" . Ale tu trzeba mieć dopiero farta. Żeby najpierw pracę dorwać a potem nie trafić na oszusta. Co to pracę owszem da , ale nie zapłaci.
Ale pora na podsumowanie.
Na samym dnie juz nie jestem. Całkiem nieźle mi idzie ograniczanie palenie - z 40 dziennie zeszłam do 10.
Zapoznałam sie z dietą Dash. No i wyszło mi ,że to prawie to samo co mój jadłospis. więc pomieszam ciut i będzie jeszcze lepiej.
Obiecywałam sobie , że wpisze zasady mojego jadłospisu, ale w ferworze porządków gdzies mi się zapodziała teczka z tym wszystkim.
Ale znalazłam ją i w końcu zacznć wpisywać zasady.
No i nareszcie zaczęłam ćwiczyć. Kręcę pedałkami i macham górnymi odnóżami 2 x dziennie po 7 min. Zaczęłam tydzień temu - 2 razy dziennie po 5 min. Juz jest lepiej.
Powoli znowu przyzwyczajam moją super zachowawczą i leniwa podświadomość do zmian.
BO WSZYSTKO ZACZYNA SIĘ I KOŃCZY W GŁOWIE
pumakuma
24 stycznia 2013, 22:27Witaj, utrzymanie wagi, to duży sukces, sama to na sobie przećwiczyłam, nie jest to takie proste. Ja startuje z podobnej wagi jak Ty na początku i skoro jesteś 18 kg mniej, to na pewno dużo było i pokus i sytuacji ryzykownych po drodze, ale jednak przesz do przodu, brawo! ja często miałam tendencję do tego, że jak wyskakiwałam z diety to wtedy wracałam do wagi początkowej. Tzn sama się oszukiwałam, że nie muszę być na diecie, uważać co jem, szkodziła mi dieta, albo nie było dobrego na nią czasu i tak wracałam do wagi poprzedniej. Obecnie moja waga jest największa w historii mojego świata ;) i wierzę, że taką pozostanie, a to że spotykam tu takie osoby jak Ty, które chociaż trudno nieraz, idą do przodu podnosi mnie na duchu i motywuje, będę zaglądać, pozdrowienia!
paniania1956
24 stycznia 2013, 20:00Super że nie przytyłaś, ja owszem ale nie o tym chciałam. Otóż kilkanaście lat temu rzuciłam palenie, paliłam ok 20 lat po min. 20 szt dziennie. Oczywiście bywało i 30:) Próbowałam stopniowo ograniczyć ale przybywało mi tylko kilogramów:)) Pewnego razu na potęznym kacu postanowiłam rzucić palenie. Oczywiście w pierwszym dniu było mi lekko bo i tak byłam chora:)) Z racji wariata męża, udawałam chorobę cały nastepny tydzień, coby mnie nie załamał w moim postanowieniu. Nie dowiedział się przez 3 miesiące:) Potem było juz lżej ale nie o tym chciałam...Powiem co mi pomogło. Unikanie imprez jak ognia przez te 3 pierwsze miesiące i picie ... na umór:) - ale wody!!!!!! Więc piłam kiedy tylko zachciało mi sie palić, woda hamuje apetyt i co wtedy odkryłam apetyt na papierosa też! piłam i piłam az odechciało mi się palić:)) Zapraszam do skorzystania mojego pomysłu :)) PS. piłam tę wodę jak tylko naszła mnie chęć na palenie i naprawdę chęć odchodziła! i