Wczoraj nocowałam u Dziadka. Jego było trudno przekonać, że jestem na diecie. Przyjechałam do niego koło 21 i od razu zaproponował mi makowca, ciasteczka, czekoladę, placki zeimniaczane, krupnik lub hot-doga.
Odmówiłam. Dziadek był trochę rozczarowany. Ale byłam twarda. Niestety dzisiaj rano odkryłam, że nie ma u niego nic takiego, co bym, mogła zjeść bez problemów. W rezultacie zjadłam serek... 300kcal. No trudno.
Dzisiaj jadę na basen i vacu-well. Będzie dobrze :D