Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Natomiast dzisiaj.


W lodówce pojawił się wędzony łosoś. Nie wiem, ile ma kalorii. Jak dla mnie, mógłby mieć nawet i 10 000, a i tak bym go zjadła. To jest ta rzecz, której nie potrafię sobie odmówić.

Coca-Cola, ok, nie musze pić. Nawet tej "light";
Hamburger z ukochanego barku "u Heńka", nie musze, chociaż zrezygnowałam z nich z ciężkim sercem;
Kebab, to było zawsze dobre rozwiązanie po karaoke w Medyku. Po tylu litrach piwa zawsze byłam głodna, ale teraz zrezygnowałam z kebabów;
Piwo, no nie powiem, ciężko mi było zrezygnować, ale chyba tylko dlatego, ze wódką się szybko upijam, a wino jest drogie (w barze/klubie), plusem jest, że będe w takim razie mniej pić.
Majonez, okazało się, że wcale nie musze jeść kanapek z majonezem.

To są rzeczy, z których zrezygnowałam. Ale z łososia nigdy, przenigdy... Taki dobry, skropiony cytrynką... Mniam. Dobre miałam śniadanko :)
  • Veroniss

    Veroniss

    25 lutego 2009, 10:27

    Tez uwielbiam losia :P hehe Ale najlepszy jest taki kupiony nad morzem, swiezo uwedzony. W 100g jest tylko 162kcal ( albo az jak kto woli ) :P poza tym ryba wplywa na wszystko, wiec mysle ze mozesz ja spokojnie jesc :)