Wczoraj chyba jednak przesadziłam. Rano zjadłam dwie "kanapki" na chlebie Wasa, posmarowane białym serkiem. Pokroiłam sobie jednego banana na plasterki, obrałam dwie mandarynki i wrzuciałm wszystko do miseczki, którą zabrałam na wydział.
Po zajęciach pojechałam do moich nowych szefów. Siedziałam z szefową, gadałyśmy i jadłyśmy grejpfruty (oni też są na diecie). Potem pojechałam na chór. Było już po 18, a ja sobie przypomniałam, że nie dokończyłam moich owoców.
W rezultacie w ciągu całego dnia zjadłam jednego grejpfruta, dwie "kanapki", może pół banana i mandarynkę. O dziwo, nie byłam głodna. Nawet, gdy wróciłam do domu o 23. Wykonałam kolejną serię "Szóstki".
No dobra, wypiłam jeszcze jedną Ice Tea cytrynową. Rano potrzebowałam cukru... i to bardzo.