Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
O tarczycy między innymi


Nakupiłam sobie czasopism o odchudzaniu i metodycznie przeczesuję Internet w celu znalezienia natchnienia. Oraz rady.

Nic nie rozumiem, przecież ja nie jem wiele! 

Policzmy…o tu mam jakieś tabele. …tak…..to niemożliwe……

Możliwe, możliwe, „dietetyczne”, ‘skromne„ śniadanko ma prawie 500 kcal. Zgroza!!! A obiad? Na stołówce? A kolacja? Sałatki z majonezem z delikatesów, takie pyszne?

Szukam rozsądnej diety, żeby nie być głodna, jeść na stołówce obiad i zatrzymać to szaleństwo przybierania na wadze.

Brzmi jak kwadratura koła.



Trzy i pół roku temu zaczęłam się czuć dziwnie. Myślałam, że to początek menopauzy, ale lekarz wybił mi to z głowy i …zalecił zbadanie tarczycy. Kiedy przed kolejną wizytą u ginekologa wymieniałam w laboratorium badania, które chcę zrobić, postanowiłam machnąć ręką na tarczycę (wszystko kosztuje). Przypomniałam sobie jednak, że doktor zapisał sobie, co i mnie zalecił (dopatrzy się i zgromi jak uczniaka). No dobra, pomyślałam, i dodałam badanie TSH na tarczycę.

 

Wszystko było w porządku poza ową „tarczycą”.

 

Zaczęło się leczenie, a raczej suplementacja hormonem, którego tarczyca nie produkuje, bo zanika. Zanika zaś, bo jest niszczona przez przeciwciała, które uznały moją własną tarczycę za wroga. Leczenie wydobyło mnie z uśpienia, bo zaczęłam zapadać nie tylko w sen zimowy, ale ogólnie zaczęłam przesypiać życie. Dzięki sztucznemu hormonowi leniwy metabolizm ruszył trochę.

Jakoś szybko wszystko się toczy, co 2-3 miesiące jestem u endokrynologa, z niedobrym wynikiem, z którego wynika, że proces niszczenia tarczycy postępuje i potrzebuję coraz więcej sztucznego hormonu. Oznacza to, że przez jakiś czas jestem w stanie niedoboru i niedoczynności. Z różnymi tego skutkami….a jednym z nich jest przybieranie na wadze.

7 kg w ciągu roku.

No nie, tak być nie będzie!

Dzisiaj weszłam na wagę i wpadłam w przerażenie, +0,5 kg.

Postanowiłam zacząć od przyzwyczajenia się do mniejszych porcji jedzenia i ewentualnie tych 4-5 posiłków w ciągu dnia, zanim rozpocznę odchudzanie na serio. Na śniadanie nie przejadłam się. Zanim przyszykowałam obiad zajęłam się rozbieraniem choinki. Poczułam głód i chociaż uznałam ten mały posiłek za wkurzający (miałam rozłożoną robotę) to zjadłam gruszkę, żeby nie rzucić się na obiad jak wilk (co uczyniłabym z rozkoszą po wygłodzeniu, ach! Jak ja to lubię). Na obiad lazania, hm…ile to ma kalorii? Trudno, była zaplanowana, zapasy z lodówki trzeba zjeść. Nałożyłam sobie połowę tego co bym chciała, zjadłam  i szybko umyłam zęby, żeby nie kusiło mnie pójść po dokładkę