Po wczorajszej próbie ruszania się dziś mam okropne zakwasy. Ale to dobrze! Wiem, że żyję! Jutro kolejna próba ognia.
Z dzisiejszego dnia jestem zadowolona. Dieta na plus, wyszłam z domu do biblioteki, odebrałam sprawdzony konspekt (który jeszcze dzisiaj muszę poprawic, bo mi promotor nie przyjął).
Dzisiaj zjadłam 400g dorsza wędzonego. Lubię to mama w piątek na moje specjalne zamówienie kupiła całego, takiego dużego, przez weekend leżał w lodówce no i dzisiaj przyszła na niego pora. Czas najwyższy bo jeszcze trochę i będzie niezjadliwy jeszcze na jutro zostało nam pół. Także jutro znowu podstawa będzie dorsz.
Moje dzisiejsze jedzonko:
śniadanie: 200g dorsza, kilka plasterków ogórka i papryki 200 kcal
obiad: 200g dorsza, surówka z sałaty lodowej i innych pyszności z lyżeczką oleju 300 kcal
podwieczorek: sok pomidorowy 60 kcal
kolacja: zsiadłe mleko 200 kcal
suma: 760!!! Za mało!
Jutro postaram się dobic do 1000 chociaż. Dzisiaj ominęło mnie drugie śniadanie, ale byłam poza domem i tak jakoś wyszło. Wiem, że tak nie można bo spowolnię metabolizm. Nie pierwszy raz jestem na diecie i wiem, że mam tendencje do popadania w skrajności. Albo jem za dużo, albo za mało.
W czwartek się zważę i zobaczę co po tygodniu na vitalii się zmieniło. Na diecie jestem już od jakiegoś czasu i póki co niewiele drgnęło.
chrupkaaaa
4 lutego 2014, 06:15I jak ten dorsz? Smaczny? Tłusty? Bo też tak się zastanwiam, poszukuję wędzonej ryby ale takiej która jest najchudza :) Na pewno będzi spadek :)
Vuzetka
4 lutego 2014, 00:17Po wypiciu wody ? Szalona :D Trzeba przystopowac, bedzie wieksza niespodzianka :D