Byłam tutaj po raz ostatni w połowie października zeszłego roku, zastanawiając się czy w ogóle warto... Cóż - później na skutek różnych wydarzeń "życiowych" jak to się mówi dieta poszła w kąt (zresztą - wszystko poszło w kąt) i na skutek złamanego serca (prozaiczna sprawa, nie?) straciłam kilkanaście kilogramów osiągając (jak dla mnie w ostatnich latach) zawrotną wagę 81 kg!!!
Co się stało później? Zaczęłam się czuć jeszcze mniej kobieco, niż wcześniej i zamiast kuć żelazo póki gorące i wziąć się za siebie, całkowicie odpuściłam (w różnych tematach). Szczęśliwie nadszedł też moment, w którym zdenerwowałam się na cały świat i to tak porządnie. Zaczęłam wprowadzać zmiany (duże zmiany) w swoim życiu i tak po kilku miesiącach doszłam do tematu swojego wyglądu i wagi (którą rzecz jasna odzyskałam, a nawet powiększyłam). Nie ukrywam, że przyczyniły się też do tego zdjęcia z ostatniego urlopu - ja chrzanię - "Ludzik Michelin" to mało powiedziane. Kobieta klocek - bez kitu. Udałam się więc w ostatnią środę do dietetyka (po długich przemyśleniach) i od piątku jestem na diecie ułożonej przez pana dietetyka. Jakie będą efekty - myślę, że będę pisać na bieżąco, zwłaszcza, że to dość mocno motywuje. Oraz, rzecz jasna, słowa wsparcia z Waszej strony.
No to co - jedziemy z tym koksem!!!
editka86
24 września 2017, 19:59Super ze masz motywacje i pomoc dietetyka
peggy.na.obcasach
25 września 2017, 15:01Moją motywacją jest głównie moja waga, wygląd i samopoczucie. Serio - mam już dość i uznałam, że czas najwyższy ;-)
.Rosalia.
24 września 2017, 17:24Wiesz co? Super, że jesteś pod okiem specjalisty! :) Trzymam za Ciebie kciuki :)
peggy.na.obcasach
24 września 2017, 19:31Dziękuję! :-)