Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Czas #167


Dawno mnie tu nie było, ale waga kręci się gdzieś między 93 a 95. Nie wiem dokładnie, bo nie sprawdzałam. Jutro teoretycznie dzień pomiarów ale nie wiem czy ich dokonam, gdyż waga jest już spakowana.

Z racji braku czasu związanego z przeprowadzką (tak, wszystko poszło dobrze i za 6 dni odbieramy klucze!) i z tym, że jak najmniej rzeczy chcemy zabrać ze sobą z żywności, nie jesteśmy aktualnie na diecie. Po prostu staramy się jeść to, co jest, bo lodówka zostaje a nowa będzie czynna dopiero po 3 dniach. Mrożonki tyle niestety nie wytrzymają. Gotować też nie mam czasu bo wolę pakować kartony i oczywiście jest jeszcze Młoda, którą trzeba się zajmować. No ogólnie armagedon. Bardzo przyjemny, jak mam być szczera.

Staram się nie obżerać i nie jeść rzeczy zakazanych, ale nie powiem, głównym posiłkiem są tosty. Niestety nie jestem w stanie odmówić sobie do nich majonezu, choć już nie w takich krytycznych ilościach jak kiedyś. 

Woda oczywiście leży i kwiczy. Efektu jojo póki co nie widać ale odliczam dni do powrotu do normalności czyt. diety.

W poniedziałek ostatnie oglądanie przed kupnem. Serce mi szybciej bije na myśl o tym że nareszcie znów tam wejdę. Jednak nie byłabym sobą gdybym się nie stresowała zmianami które nas czekają. Doszukuje się też innych problemów i zmartwień, byle by tylko nie być zbyt szczęśliwą, ot, cała ja. Życie jednak nauczyło mnie że jeśli jest dobrze, to zaraz musi być źle, no i tego się chyba boję najbardziej. Bo nie wiem, co znowu może nas dowalić - i czy tym razem się po tym podniosę.


Wybrałam kolor do salonu. Będzie pięknie. Mogę podpowiedzieć, że będzie to ta farba:

Ale nie na wszystkich ścianach. Oczami wyobraźni już widze te wszystkie dodatki, moje piękne kwiatuszki wszędzie i zamszową kanapę. Uggh!!! To naprawdę się dzieje!

Jeden z pierwszych poważnych zakupów dokonany. A mianowicie spełniam swoje kolejne marzenie - amerykańska lodówka.

Moje marzenia nie były tak wielkie jak mojego męża, chciałam najzwyklejszego samsunga, ale mąż miał inne plany. I tak oto skończyło się na LG z funkcją podglądu za pomocą pukania (?!) kostkarką, lodem kraftowym i wodą.  Nie żebym narzekała, lodówka jest antracytowa, tak jak chciałam, no i ma kostkarkę i wodziczkę  z przyłączą, tak jak chciałam. Dam znać jeśli się sprawdzi, a jeśli nie, to dam znać czego macie nie kupować żeby nie wywalić kasy w błoto.

Drugim poważnym i nawet chyba ważniejszym zakupem do nowego domu były bramki schodowe, żeby Mała mogła swobodnie prouszać się po domu bez mojego przerażenia że spadnie ze schodów i coś jej się stanie. Kupa kasy, bo musieliśmy kupić aż 4, ale na stronie niemieckiego a'la smyka udało nam się dorwać za 39e. Za sztukę, oczywiście.. To i tak dobra cena patrząc na inne, zwłaszcza, że potrzebujemy takich na szerokość metra.

Finansowo sraka, okna i drzwi wejściowe zostawiamy na przyszły rok. Teraz przyjeżdża mój Tatko i pomoże nam z najważniejszymi rzeczami w kwestii remontu. Powoli powoli będziemy urządzać nasz dom marzeń, a może nawet uda się ciut szybciej jeśli pójdę do pracy. A nie powiem, liczę na to ogromnie, choć tak samo ogromnie się boję. Jednak uważam że najwyższa pora wspomóc męża w tej walce o nasze żyćko.

Domyślam się że przez kolejne tygodnie będzie mnie równie mało, zwłaszcza że będziemy musieli odłączyć komputer. A ja nie lubię pisać z laptopa, zwłaszcza że pare literek mi tam nie działa.

Update zębowy - nadal nie mam czucia  w języku ale dziurwy już chyba zrośnięte. Jem normalnie.

Trzymajcie kciuki za to aby czas płynął jeszcze szybciej!

A ja uciekam dalej pakować graty i robić jakieś jedzenie żeby mąż miał co jeść jak wróci. 

Ściskam!