Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Lazy day #13


Waga na dziś: 94,0

Wynik nie powala. W porównaniu z czasem kiedy traciłam kilogram tygodniowo to całe nic. Ale zawsze coś, bo przynajmniej nie stoję - no i wiadomo, jak głosi znane powiedzonko pomali a dali. Jakiś cień rozczarowania jest, chociaż sama dobrze wiem że dni kiedy ściśle trzymałam się diety nie było wiele, do tego pączki i inne słodkości były codziennie podczas wizyty gości. Zobaczymy jak będzie za tydzień, ale liczę że lepiej. Od przyszłego tygodnia wracam do 1700kcal. Tak mi było dobrze.  

Po powrocie męża z pracy zabraliśmy się za gotowanie na następne dni, a później żeby za bardzo nie odpocząć pojechaliśmy spontanicznie do ikei żeby zakupić nasze ulubione pojemniki. Było półtorej godziny przed zamknięciem gdy 8minut od celu utknęliśmy w godzinnym korku. 

Dojechaliśmy. Pokrywek nie było. 

Jak wróciliśmy to kończyliśmy obiad i jakimś cudem zmusiłam się mimo ogromnego braku chęci do przejechania chwili na rowerze. To była gigantyczna walka  w mojej głowie, serio.

Podsumowanie dnia:

Dieta ok, bez zarzutów. Woda też codziennie około 1500.

Rowerek 26min, 9,16km i 2008kcal