Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Walentynki #19


*post nadrabiany*

Wstałam rano i miałam kontynuować robienie torta z nową energią. Nowy dzień, nowa ja.  Poranek był całkiem miły, mąż przywitał mnie życzeniami i bukietem róż, Mała również dostała róże i ukochaną mozarelle mini w kształcie serduszek. Przyznam szczerze, że totalnie się nie spodziewałam - jednak zamiast się cieszyć dopadł mnie smutek że mój prezent nie był gotowy, do tego waga znowu się buntowała i w ogóle o kant kibla wszystko. Zeszliśmy na dół, humor trochę mi się poprawił, jeszcze większa presja na skończenie torta bo Mąż się postarał. Jak się jednak okazało, życie szybko mnie zweryfikowało. Już wszystko szło dobrze, miałam wyciągać kolejny blat brownie (głupia ja, chciałam to zrobić w pośpiechu jedną ręką)  kiedy nagle przeważyło mi blachę i rant zsunął się z blaszki i walnął o spód piekarnika. Gdyby był dobrze upieczony to nic by się nie stało, ale jak się okazało, nie był. Środek się wylał i zmasakrował.

Tym razem jednak nie chciało mi się płakać tylko śmiać. Powiedziałam do męża że chyba naprawdę nie jest mu dane tego torta dostać, szybki ogar mentalny po czym wytarłam piekarnik i wsadziłam go na następne 5 minut do pieczenia.  Mimo wszystko dało się go uratować. 

Następnym krokiem były kremy. O ile ten z nutelli poszedł gładko, o tyle ten  z palonej białej czekolady znowu dał mi popalić. Spaliłam czekoladę. Odwróciłam ją na drugą stronę minutę przed końcem pieczenia, po czym odwróciłam się żeby ogarnąć blat. Gdy minutę później zadzwonił minutnik, czekolada już była stopioną plamą. Przeszłam mały mental break down i zabrałam się za łamanie następnej czekolady żeby spróbować jeszcze raz. Ostatecznie się udało. 

Dość kontrowersyjna dekoracja, nie każdemu się spodoba, ale miało być śmiesznie i nietypowo. 

Mąż się ucieszył, chociaż sam przyznał że to za dużo słodkiego. Ale sam chciał czekoladowo czekoladowy, więc musi uważać o co prosi następnym razem 🤪 Dwa rodzaje brownie, krem nutella, krem z białej palonej czeko i nadtynk od sugar. Nie miałam czasu głaskać i równiutko tynkować, bo raz że miałam bardzo mało tynku a musiałam jeszcze zrobić z niego ozdoby, a dwa że Młoda nie spała i cały czas mnie wołała, więc uznałam że musi zostać tak jak jest. 

Ogólnie to udało mi się znaleźć jeszcze motywacje na rowerek, byłoby dłużej ale mąż wrócił więc zajęliśmy się konsumpcją tortu i pogaduchami. 


Podsumowanie dnia: 

Rowerek 14,47km 329kcal i 48minut

Dieta dobrze, bez lunchu ale wjechał kawałek tortu