Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Bloody friday #35


Waga na dziś: 92.8

Pierwszy raz od dawna dziś świeciło słońce. Dało mi to naprawdę niezłego kopa. Potrzebowałam tego. Dzień zleciał niesamowicie szybko. Porobiłam parę rzeczy które chciałam zrobić, miło spędziłam czas z Młodą. Odmówiła drzemki więc dziś poszła spać wcześniej, co w sumie przyjmuję z ulgą, bo okres przyniósł też bolące stawy i zmęczenie, więc trochę odpoczynku się przyda. Mimo wszystko postanowiłam chociaż chwilę spędzić na rowerku. Nie zrobiłam wczoraj jedzenia na dziś więc próbowałam jeść cokolwiek ale w mojej kaloryczności. Śniadanie z diety, potem kanapki z szynką, na lunch 3 kromki chlebka bananowego i kolacja też  z diety. Miałam wenę dziś na wszystko tylko nie na gotowanie rzeczy z diety.

Zrobiłam za to z Młodą chlebek bananowy, ale totalnie bez cukru. Smakował dobrze. Te 250g cukru wcale nie jest jakieś konieczne do smaku jak się okazało, choć z pewnością byłby słodszy. 

Mam nadzieję że jutro będzie równie dobra pogoda i że obudzi się w nas chęć do działania. Dziś nie mam zbyt wiele do powiedzenia, szczerze mówiąc chcę się po prostu położyć spać. Ale najpierw może położyć się do wanny. Jestem z siebie trochę dumna, że do tej pory wygrywam te wszystkie małe walki ze sobą każdego dnia. Że jeżdżę, że nie podjadam.. Że walcze. 

Podsumowanie dnia: 

Rower 45min, 334kcal, 14,7km