Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Życie płynie #50


Waga na dziś: 93.4 

Ostatnio z mojej strony znowu cisza, bo Młoda zaczęła znowu drzemkować w ciągu dnia więc wieczorem chodzi później spać i już nie mam tyle czasu dla siebie. Jeśli chodzi o dietę to bym powiedziała że trzymam się dość dobrze, jem rozsądnie. Z wodą za to masakra. Tyle sie dzieje że totalnie nie myślę o pilnowaniu wody. Mąż ma 3 tydzień z rzędu drugą zmianę więc my z Młodą głównie same. Dziś za to wzięliśmy się za tarcie ścian. NARESZCIE! Po takim czasie, takim przestoju.. No w każdym razie dwie godziny machaliśmy jak durni, pot lał się po dupie, aż powiedzieliśmy sobie koniec i pojechaliśmy kupić odkurzacz z certyfikatem na pył i mąż zaczął używać szlifierki. Po tym ręcznym tarciu ręka mi odpada, przysięgam. Już na wakacjach jak tato był i nam pomagał miałam lekcję życia z tym tarciem, ale tato robił w miarę równe te ściany, a mąż się dopiero uczy i ta jego pierwsza ściana to były same góry doliny. Tak nam to dało w dupę że woleliśmy wydać miliony monet niż się z tym męczyć, a coś czuję że szybko byśmy tego nie skończyli, a tak to przynajmniej wiem że robota ruszy i już to będzie jakoś wyglądać. 

Rowerek póki co stoi i czeka, ale od jutra lub od poniedziałku zaczynam od nowa. Plecy niezmiennie dają popalić. Młoda zaczęła przygodę z przedszkolem. Za nami pierwszy dzień, w poniedziałek będzie drugi. Jestem z niej bardzo dumna. Muszę przyznać że płakałam jak durna jak ją odprowadziliśmy. Ah te pierwsze razy.. 

Zmęczenie. Tak bym mogła opisać te wszystkie dni. Przyszły tydzień też będzie pracowity bo kupiliśmy z mężem farby i będę kończyć malować stolik w ogrodzie a w domu futryny i drzwi na górze. Powoli do przodu, jak zawsze.

I tak to leci, bez ciśnienia, powoli, ale jednak - nadal z rozwagą i nadzieją na 89 już niedługo.. Mam nadzieję że u was jest lepiej niż u mnie, choć nadal źle nie jest. Ściskam!