29.06.2014. Niedziela niby jak każda inna, ale coś podkusiło mnie, by stanąć na Wadze.
- Łomatkobosko! - Oznajmiłam tak kotom, patrzącym na mnie z zaintrygowaniem, bo co też wariatka nagle krzyczeć zaczyna bez powodu. Ale ja miałam powód. Oto bowiem na wyświetlaczu Wagi strzałka pokazała liczbę grozy:
- 90kg - powiedziała Waga i roześmiała mi się w twarz.
Niemal omdlała z wrażenia, postanowiłam, że BASTA. I tego dnia nie zjadłam już obiadu.
30.06.2014. Poniedziałek był dniem ostrej głodówki i czystej determinacji. Głodna byłam niemożebnie przez cały ranek, calutkie popołudnie, a wieczorem to nawet nie wspomnę - ale... podołałam na jakichś sałatach. I wodzie. Nie znoszę wody.
Wyznaczyłam cel. Cel jest odległy o 42 kilogramy, wręcz nieosiągalny wg wyszukiwań internetowych. Czas osiągnięcia celu: 1 rok. Co, że ja nie dam rady? Nie dam się. Oczywiście, że dam radę. Koniec z uzależnieniem od Coca-Coli, zamieniamy na uzależnienie od niejedzenia. Osobowość ze skłonnością do obsesji przydaje się w restrykcyjnych dietach :>
02.07.2014. Wprowadzam system motywacyjny. Pierwszą nagrodą za chudnięcie: nowy piercing za pierwsze 2kg.
04.07.2014. No dobrze, za pierwsze 5kg, bo ten. Już trzy za mną.
11.07.2014. Nowe piercingi zrobione z samego rana w salonie, do którego już nie wrócę, bo za krótki kolczyk do gojenia w wardze to upierdliwa rzecz. No ale ten moment markuje mi 6 piercingów. Następne za kolejne 15kg. A do tego czasu może ciuchy jakieś.
16.08.2014. Sobota dniem zakupów, bo waga pokazuje 80kg. Trochę to potrwało, ale jest -10. Czas na nagrodę.
Sobota także dniem sukcesu! Nowozakupione dżinsy dumnie noszą na metce rozmiar 42. W czerwcu było 46. To pierwszy znak, że naprawdę zrzuciłam wagę. Wow. Dotąd tego nie widziałam.
Jak to jabłko, najszybciej chudnę na nóziach i dupci. Ale na pleckach już wałków nie widać. Niestety, koszulka z C&A z bohaterami Marvela (New Avengers) tylko jeden rozmiar mniejsza niż wcześniej. Cycki nadal wielkie. Muszę kupić nowy stanik, bo stare mają teraz za szerokie obwody...
28.08.2014. 15kg w dwa miesiące. Idę do fryzjera w nagrodę. Do wypłaty niecałe dwa tygodnie, może do tego czasu zejdzie jeszcze z 3-5kg. Borze zielony pełen druidów, ostatnio ważyłam 75kg jak byłam w gimnazjum. Pewnie, że to nadal nadwaga. Pewnie, że nadal jestem gruba. Ale to i tak sukces.
Do wymarzonej wagi zostało 27kg. Ta liczba wygląda znacznie lepiej niż początkowe 42. Dziennie jem maksymalnie 800kcal, choć nie pilnuję tego jakoś bardzo - nie muszę. Są dni, kiedy 200kcal wystarcza. Nie mam wiele czasu na aktywność fizyczną, ale dużo spaceruję, raz w tygodniu basenuję, oczywiście pracuję i często łażę po sklepach z ciuchami (6 godzin w centrach handlowych i wydane 20zł na jedną koszulkę - student shopping poziom Expert).
Po wypłacie kupię antologię komiksów z X-Mena. I nowy biustonosz. Będzie trzeba się wymierzyć znowu.
Po co to wszystko? - Pytam się czasami w myślach. Bo robię to dla siebie, dla nikogo innego. Bo mam 26 lat, a nigdy jeszcze nie podobało mi się, jak wyglądam we własnych ciuchach. Bo współlokatorka zmotywowała mnie, oddając mi trochę swoich ubrań, które na nią są za duże, a ja zmieściłabym w nie jedną nogę, może. Bo marzy mi się tatuaż na plecach, ale tatuaże na tłuszczu wyglądają koszmarnie.
Bo nawet aseksualni ludzie mają prawo czuć się atrakcyjnie w swoim ciele, a ja żeby to osiągnąć muszę być szczupła. Swoją drogą, szczupłe jabłko? Wujek Google nie wie co to takiego. Trzeba go będzie oświecić.
Idę do fryzjera. Jak wyjdzie ładnie, to zapodam sweet focię na fejsbukową modłę.