Udaję radość, której we mnie nie ma, ukrywam smutek, żeby nie martwić tych, którzy mnie kochają i troszczą się o mnie. Niedawno myślałam o samobójstwie. Nocą, przed zaśnięciem, odbywam ze sobą długie rozmowy, staram się odegnać złe myśli, bo byłaby to niewdzięczność wobec wszystkich, ucieczka, jeszcze jedna tragedia na tym i tak już pełnym nieszczęść świecie. Radość nie ma argumentów, smutek ma ich mnóstwo. Skutkiem tego właśnie jest tak okropny i tak trudno nam się z niego wyleczyć.
Najzwyczajniej w świecie nie mam siły żeby wymyślić sobie co zjeść, a co dopiero przygotować. Ciągle zaczynam od nowa i to jest strasznie dołujące. Po każdym upadku się podnoszę, ale ile można ? Tak się nie da żyć. Przysięgam, że ta próba, która trwa już 10 dzień jest już ostatnią próbą. Jeśli mi się nie uda to mam wywalone. Nie walcze. Nie krzycze. Nie płacze. Niech się dzieje co chce. Najwyżej się tylko wygłodze na śmierć i w końcu umrę.
Śniadanie: bułka, serek wiejski i kilka pomidorów koktajlowych
Śniadanie 2: 2 szklanki płatków kukurydzianych, mleko na oko
Lunch: ok.600ml zupy krem wielo warzywnej
Obiad: 2 szklanki ziemniaków gotowanych pognieconych, jakaś ryba pieczona w folii i surówka
Podwieczorek: 2 kawałki sernika z galaretką, pianką i owocami. Oczywiście fit... Lód włoski czekoladowo-waniliowy nie fit
Kolacja: saszetka gotowanej kaszy gryczanej, warzywa i jakaś ryba