Ogladajc stare zdjecia dziwie sie jak chudym byłam dziecienciem(co za słowko,chyba nie istnieje)w 6 klasie miałam niedowage.Niestety w okresie nastoletnim byłam jakas puculowata,ale nie gruba.Poznieje w liceum bylam taka se,pomimo wagi 62kg.W IIIkl zrezygnowalam z miesa i rozkwitłam.Po 3 miesiacach wazyłam 57kg.Mozna powiedziec,ze przemienilam sie w pieknego łabedzia:)chociaz nie do konca.Zawsze,ale to zawsze mialam powodzenie.Nie oszukujmy sie,powodem przemiany byl cudowny chlopak.Po 3 latach postanowilam z dnia na dzien zakonczyc zwiazek.Przechodzilam jakies zalamanie i wyzylam sie na nim.Niestety zaowocowalo to 5 kg zajedzonego smutku w ciagu roku.Pozniej udalo mi sie zrzucic z nadmiarem i trzymalam ten stan do ciazy.Wystartowalam z waga 58 kg(w 8 tyg ciazy),by zakonczyc ponad 70kg.Po porodzie wazylam 68kg.Byłam wsciekla na te wszystkie"ciotki dobra rada" ,ze jak urodze to 10 kg samo spadnie,a po pol roku jak karmie i pocwicze to nastepne 10 zleci.No i po tych 6 miesiacach jak spalo 2 kg,załamalam sie i zaprzestalalam czegolwiek.Teraz z perspektywy czasy nie moge uwiezyc w to,ze przestalam tak o siebie dbac.Przez rok nie kupowalam nowych ciuchow,jakis podklad do twarzy,tusz i farba do wlosow czasami.I tyle!Przyszedl czas na opamietanie.Podchodzilam do kilku diet.waga pokazywalam 65kg,ale cialo wygladalo na wiele wiecej.Mloda kobieta,zamknieta w kokonie brzydoty.Moj maz denerwowal mnie ciaglymi komplementami.Wiedzialam,ze faktycznie mu sie podobam taka jaka jestem,ale pamietalam ze zakochal sie z lasce ze ktora ogladal sie prawie kazdy facet.I nie mowie tego,zeby sie pochwalic.Ale szczerze.
Kiedy juz bylam na dobrej drodze okazalo sie ze mam problemy zdrowotne.Kobiece.Jakos tak nalozyly sie inne problemy rodzinne i wogole.Brałam hormony i waga w styczniu pokazala 71kg.Plakalam.Wiecej,wylam po nocach w poduszke,Albo stawalam przed lustrem jak meza nie bylo i wylam jak pies.Patrzyłam na rozstepy pokrywajace brzuch,piersi,uda..Na galaretowate cialo,cellulit.Zaczelam od wlasnie tych mankamentow,nie zeby polubic(bo sie nei da),ale nauczyc sie z nimi zyc.
Postanowilam,ze nie rzuce sie na diete ot tak,ale przygotuje sie psychicznie i teoretycznie do tego.Zaczelam czytac,przegladac blogi grubasek takich jak ja.Strony fitness itp.W marcu zaczelam powoli cwiczyc,zadko tak zeby najpierw przyzwyczaic miesnie i kregoslup.Zaczelu sie mniejsze posilki,ale nie zawsze.Pozniej bylo zalamanie,tez spowodowane duzym problemem,ale powiedzilam sobie dosc.W maju ruszylam i badz co badz jestem z siebie dumna.Moze malo schudlam w kg,ale w centymetrach bardzo duzo,a jakosc mojego ciala z tyg na tygdzien wzrasta.Tak jak i poczucie wartosci.Chce osiagnac cel i tak jak pisalam kiedys-nie musi to byc juz-moze potrwac,ale zeby nastapilo:)
opisalam sie ale tak dzis poczulam taka potrzebe.opisac to co tlumie w sobie.Ciezko powiedziec o tym komus,napisac tez nie bylo latwo.
Dzien dzisiejszy bardzo udany.taki na 98%.Dieta super.Rano skakanka i pajacyki,po poludniu dywanowki i stepper.Jutro wstaje z nowa sila.chcialabym pierwszy raz zaliczyc godzinke cwiczen na raz:)
Milego popoludnia!
Shibutek
29 lipca 2012, 14:04Cel osiągniesz na pewno, na to potrzeba czasu ale jak wiadomo czas i tak upłynie :) Ja jak byłam mała to dosłownie skóra i kości a jadłam wszystkooo. A potem dorastanie i poszły kg w góre drastycznie :/